Forum www.teamtwilight.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<    FF, czyli radosna twórczość własna   ~   Miłość, nienawiść i przyjaźń [T] R6 (30.05)
xxpaolaxx
PostWysłany: Pon 16:23, 25 Maj 2009 
Nomad

Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4


EDIT: Wszystkie rozdziały są dostępne na chomiku: [link widoczny dla zalogowanych]

Jest to tłumaczenie, które tłumaczę z koleżanką, a jest ono umieszczone już na innym forum, ale postanowiłyśmy tutaj też je umieścić. Mam nadzieję, że tłumaczenie będzie się wam podobać. A tekst jest betowany przez A.Rose z forum TS.

Jako wprowadzenie:
Bella wyjeżdża na wymianę uczniowską i poznaje Cullenów. Co się wydarzy w Forks? A co będzie, kiedy to Alice przyjedzie do Belli?

Autorka: BellaEdwardlover1991 (zgoda jest)
Klasyfikacja: Romans/Friendship, AU/AH
Oryginał na stronie: [link widoczny dla zalogowanych]

Zamieszczam dwa pierwsze rozdziały, a potem każda z nas będzie wstawiała ten rozdział, który tłumaczyła.


Rozdział pierwszy: Pierwsze wrażenie.

- Mamo, będzie dobrze. Uwierz, nic mi się nie stanie - powiedziałam, starając się uspokoić moją nadopiekuńczą matkę.
- Ależ kochanie! To ludzie, których nie znasz, obce miasto i w dodatku będziesz na drugim końcu kraju! - W jej głosie było słychać jedynie strach i niepokój o mnie. Wiedziała, jaka byłam niezdarna, nie wspominając już o nieśmiałości. Obie te cechy niestety odziedziczyłam po tacie. Naprawdę chciałam bardziej przypominać matkę.
- Tak, ale chyba zapomniałaś, że sama się tam zgłosiłam. Chcę to zrobić - powtarzałam. Wydawało się, że przez ostatnie kilka tygodni mówiłam jej to już dziesiątki razy, ale ona nadal denerwowała mnie, próbując odwieść od tego pomysłu. Niestety byłam bardzo upartą dziewczyną
Zgłosiłam się na trwającą rok wymianę szkolną. Przez kolejne sześć miesięcy miałam mieszkać w domu jakiejś dziewczyny, a potem to ona miałaby przyjechać do mnie na następne pół roku.
Mogłam wybierać pomiędzy wieloma miejscami, głównie dużymi miastami, takimi jak Nowy Jork czy San Francisco, ale zdecydowałam się na małe miasteczko w stanie Waszyngton - Forks. Dziewczyna, z którą miałam spędzić sześć miesięcy, nazywała się Alice Cullen i ostatnio mailowałyśmy dość często. Z tego, co do tej pory się o niej dowiedziałam, naprawdę ją polubiłam.
- Jesteś całkowicie pewna, kochanie? – Renee zapytała po raz kolejny, patrząc na mnie przejętym wzrokiem.
Skinęłam głową, uśmiechnęłam się i przytuliłam ją. Ta odwzajemniła uścisk, ale nadal nie była zadowolona. Przez następną chwilę przyglądała mi się, przyprawiając mnie tym samym o rumieniec, ale w końcu także skinęła.
- Już w porządku, spakujmy twoje rzeczy.

--

Spojrzałam w dół, po raz dziesiąty sprawdzając mapę. Zaskoczyło mnie, że jeszcze się nie zgubiłam. Do tej pory nie było ani jednej podróży w trakcie której nie przytrafiłoby mi się coś złego.
Ponownie zerknęłam na wskazówki, które dała mi Alice i znowu spojrzałam na mapę. Przejechałam po drodze palcem, tylko po to, aby dostrzec, że mam jeszcze do przejechania kilka mil. Wcześniej nie denerwowałam się, ale fakt, że teraz jestem już blisko sprawił, że poczułam się trochę nieswojo.
Jechałam już dość długo, a teraz zatrzymałam się, żeby trochę odpocząć i dokładnie przyjrzeć się trasie.
Pogoda było ponura. Chmury już teraz przyprawiały mnie o depresję. Byłam przyzwyczajona do słońca i wysokiej temperatury. Dorastanie w Phoenix, w Arizonie było cudowne. A teraz jestem tutaj, gdzie wszystko jest odwrotne do miejsca, w którym do tej pory mieszałam.
Byłam w stanie Waszyngton dopiero od godziny, a już tęskniłam za słońcem.
Alice przestrzegła mnie przed tym, mówiąc abym spakowała ciepłe rzeczy. Powiedziała również, że wybierzemy się do sklepu po nowe, jakby wiedziała, że nie mam wielu ubrań odpowiednich na zimną, wilgotną i zimową pogodę. Razem z mamą próbowałyśmy znaleźć trochę cieplejszych rzeczy, ale na tak gorącym obszarze było to dość trudne.
Westchnęłam i ponownie zjechałam na drogę. Jednym okiem patrzyłam na jezdnię, a drugim na mapę, próbując się upewnić czy przypadkiem się nie zgubiłam.
Kiedy zobaczyłam znak „Witamy w Forks”, przełknęłam ślinę. Teraz byłam bardzo blisko, Alice mieszkała tuż za miastem.
Ponownie westchnęłam i obwiniałam się za to, że sama się w to wplątałam. Na początku wydawało się to świetną, śmiałą rzeczą do zrobienia, ale teraz nie byłam już tego taka pewna.
Alice mieszkała razem ze swoimi rodzicami i czwórką rodzeństwa. Miała trzech braci i siostrę. Siedem osób w domu to dużo. Bałam się, że nie przyzwyczaję się do tego. Dorastałam praktycznie z dwojgiem ludzi. Mój tata ciągle siedział w pracy, a kiedy był w domu, to mama wychodziła, najczęściej odwiedzając jedną ze swoich wielu przyjaciółek.
Wjechałam w ulicę, w która kazała mi skręcić Alice i przyglądałam się domom, w poszukiwaniu właściwego numeru.
Nie miałam pojęcia jak mógł wyglądać ten, którego szukałam. Moja koleżanka mówiła mi dużo o swoim życiu, ale nie chciała przysłać zdjęć domu. Mówiła, że chce zrobić mi niespodziankę.
Kiedy w końcu go zobaczyłam, zdecydowanie byłam zaskoczona. Nie, zaskoczona to za mało powiedziane. Zaparło mi dech, było lepszym określeniem.
Dom był ogromny i biały, w stylu wiktoriańskim. Dookoła niego rosły drzewa, więc znajdował się w cieniu. Jestem pewna, że jeżeli nie byłoby ich, mogłoby być tu zbyt jasno.
Zaparkowałam samochód, zupełnie nie wiedząc, co robić. Następnie próbowałam się uspokoić, biorąc głęboki oddech, aby uniknąć hiperwentylacji, która właśnie się zbliżała.
Kiedy właśnie wychodziłam z furgonetki, otworzyły się drzwi domu i ukazała się mi mała, niczym chochlik, dziewczyna. Miała krótkie, czarne włosy, trochę nastroszone. Na jej twarzy widniał ogromny uśmiech. Podbiegła w moją stronę.
Wzięłam kolejny głęboki oddech i próbowałam zignorować poczucie, że to wcale nie jest nieodpowiednie. Tylko dlatego, że było inne, nie musiało być złe.
- Hej, Alice – powitałam dziewczynę, wiedząc, że nikt inny nie mógłby nią być. Wyglądała dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam. Przez chwilę przyglądałam się jej ubraniu, ale zaraz ta obdarzyła mnie uściskiem.
Złapałam powietrze i dopiero po chwili odwzajemniłam gest. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu spowodowanego tym, jak serdecznie zostałam powitana. Zarumieniłam się, kiedy zdałam sobie sprawę, że byłam tym zaskoczona.
- Hej, Bella. Tak miło cię w końcu zobaczyć! – Szeroko się do mnie uśmiechnęła, a ja zaczęłam się śmiać. Ta dziewczyna miała tyle energii. Ciężko byłoby mi teraz popaść w depresję, pomimo tego, że właśnie przemaczał mnie deszcz.
- Od początku wiedziałam, że zostaniemy przyjaciółkami! Jestem taka podekscytowana, mając cię w końcu tutaj! Spędzimy razem cały rok! Wiesz, byłam…
- Alice, proszę, uspokój się! Dasz mi przez chwilę odpocząć? Miałam długą podróż, pamiętasz? – powiedziałam, śmiejąc się do dziewczyny. Natychmiast zaczęła mówić. Jest nawet gorsza ode mnie, kiedy bywam zaniepokojona.
- Przepraszam, Bella, ale umierałam czekając na spotkanie z tobą! – Chwyciła mnie za ramię, ciągnąc w kierunku domu.
- Czekaj, Alice. A co z moim bagażem? – powiedziałam, niepewna co mam zrobić.
- Powiem Emmettowi, żeby się tym zajął, nie martw się – odpowiedziała, cały czas ciągnąc mnie za sobą. – Och, dopóki jeszcze pamiętam, nie przestrasz się go, okej? Emmett, krótko mówiąc, jest… dużym chłopakiem. Ale kiedy tylko go poznasz, okaże się prawdziwym pluszowym misiem. – Zaśmiała się, co wskazywało na to, że cieszyła się ze swojego żartu.
Kiedy wprowadziła mnie do holu, przygryzłam wargę. Było tam bezwarunkowo wspaniale. Samo to miejsce miało taki rozmiar jak mój salon.
- Bella już przyjechała! - krzyknęła dziewczyna, ogłaszając moje przybycie.
Prawie natychmiast zjawiły się dwie osoby. Piękna para, mężczyzna i kobieta, oboje uśmiechnięci. Wydawało mi się, że to rodzice mojej przyjaciółki.
- Witaj, Bello, jak dobrze, że już przyjechałaś. Jestem Esme, mama Alice. Jeśli będziesz miała jakieś problemy albo pytania, proszę, przyjdź do mnie. Cieszyłabym się, mogąc ci pomóc – powiedziała, obdarowując mnie lekkim uściskiem.
Uśmiechnęłam się do niej i zwróciłam do mężczyzny. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale on był szybszy.
- Jestem Carlisle, ojciec Alice. Miło cię poznać – powiedział, podając mi rękę. Kiedy uścisnęliśmy już dłonie, uśmiechnęłam się do niego.
- Mnie również miło was poznać. Alice dużo mi opowiadała!
- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy? – Esme zażartowała, a my zaczęliśmy się śmiać.
- Gdzie są wszyscy? Nie ma ich w domu? – Alice zapytała po chwili, rozglądając się dookoła.
- Powinni być, może trzeba ich jeszcze raz zawołać. Pewnie cię nie słyszeli – zasugerowała Esme, nadal się uśmiechając. Zauważyłam, że było to trochę wymuszone, co sprawiło, że poczułam się nieco skrępowana.
- Emmett, Rose? Edward, Jazz? – Alice znowu krzyczała, wołając swoje rodzeństwo.
Czekaliśmy, a ja robiłam się coraz bardziej podenerwowana. Cisza panująca w domu była zdecydowanie niewygodna, a kiedy nikt się nie pokazywał, Esme wymamrotała pod nosem coś, co brzmiało jak: „Nie tak ich wychowałam.”
Zwróciłam się do Alice, ale jedyne co zobaczyłam to rozczarowanie na jej twarzy. Kiedy spojrzała na mnie, uśmiechnęła się, ale i tak nie była spokojna.
Poczucie, że byłam mile widziana, odeszło, kiedy tylko dojechałam.
Miałam rację, teraz zdałam sobie z tego sprawę. Nie czekali tu na mnie. Może Alice się cieszyła, a jej rodzice nie robili żadnych problemów. Ale jak domyślałam jej rodzeństwo mnie nie lubiło.
Oni jeszcze cię nie poznali! Jakiś inny głos próbował mnie uspokoić, ale to nie pomagało.
Carlisle przesunął się zakłopotany. Mogłam się domyślić, że nie lubi ciszy.
- Chcesz coś do picia? – zapytał, prawdopodobnie po to, żeby móc odejść.
Pokręciłam głową, chociaż byłam spragniona. Przytaknął i zanim zniknął, nieśmiało się uśmiechnął.
Teraz zostałyśmy już tylko ja i Alice. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam wiele obrazów i figur. Ta rodzina była bardzo bogata i zarumieniłam się kiedy dałam sobie sprawę, że mój dom, przy tym, to zaledwie mała chatka. Miałam nadzieję, że Alice nie pomyśli sobie, że jestem biedna czy coś…
- Jest tu coś Picassa albo Da Vinciego? – zapytałam żartobliwie, chcąc złagodzić panujące napięcie.
Alice zaśmiała się.
- Nie, chociaż tutaj jest Rembrandt. Większość z nich namalowała moja mama, Carlisle albo Edward.
- Co? Naprawdę? – Zaskoczyła mnie. Większość z nich była wspaniała, wiele przedstawiało krajobrazy, ale oprócz nich na ścianach wisiały również zwierzęta. Wszystkie wyglądały jak prawdziwe.
- Nie wiem co się dzieje z moim rodzeństwem, ale normalnie się tak nie zachowują. Przykro mi z tego powodu, ale proszę, nie myśl, że to przez ciebie.
Jasne. To nie przez mnie, co? Westchnęłam i pokręciłam głową.
- Nie ma problemu. Od początku czułam, że będę tego żałować. Nie obraź się, naprawdę cię lubię, ale prawdziwym powodem dla jakiego się zapisałam było to, że oszalałabym przez moich rodziców. – Czekała aż dokończę, a ja znowu westchnęłam.
- Wiesz, dużo się kłócą, więc moja przyjaciółka powiedziała mi, że to może być dobry pomysł. Żeby uciec stamtąd i trochę odpocząć, oderwać się od tego stresu i ciągłych kłótni. Ale domyślam się, że to nie wyjdzie. Nie sądzę, że będę się tu czuła swobodnie, jeśli twoje rodzeństwo będzie się tak zachowywać… - ściszyłam głos, czując się nieswojo.
Może było to trochę niegrzeczne, ale mówiłam prawdę. Tak właśnie się czułam i nie mogłam nic na to poradzić.
Alice skinęła i ponownie się uśmiechnęła.
- W takim razie, pozwól, że sprowadzę tutaj ich tyłki, żeby powitali cię tak jak należy. Inaczej dostaną ode mnie. – Lekko się zaśmiała, ale chyba była podenerwowana.
Usłyszałam kroki za mną i się odwróciłam. Zobaczyłam dwóch chłopaków i dziewczynę i przez chwilę byłam oszołomiona ich urodą. Bez wątpienia byli najpiękniejszymi ludźmi, jakich kiedykolwiek widziałam.
Esme szła dokładnie za nimi, wyglądając na trochę zdenerwowaną. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła, że na nią patrzę, ale przez to tylko byłam jeszcze bardziej zaniepokojona.
Odniosłam wrażenie, że ta rodzina często się śmieje, aby rozproszyć obawy innych ludzi. Ale ja nie czułam się ani odrobinę spokojniejsza.
- Jestem Emmett – powiedział wielki koleś. Po opisie Alice, już się tego domyśliłam.
Emmett był z pewnością dużym chłopakiem i rozumiałam dlaczego Alice myślała, że mogłabym się go przestraszyć. Ale w jakiś sposób czułam się przy nim bezpieczna. Uśmiechnęłam się i skinęłam.
- Jestem Jasper, a to moja siostra bliźniaczka, Rosalie - powiedział drugi chłopak.
Emmett i Jasper nie byli ani trochę do siebie podobni. Ten pierwszy był duży, napakowany i miał brązowe loki. Jasper przewyższał go wzrostem, a jego włosy miały miodowy kolor, z resztą tak samo jak u Rosalie. Ta, była dziewczyną, która mogłaby sprawić, że przez samo przebywanie w jednym pomieszczeniu, mogłoby zniknąć poczucie twojej własnej wartości. Wysoka i szczupła o wyglądzie modelki z jakiegoś magazynu. Alice, będąc piękną na swój własny sposób, naprawdę pasowała do tej rodziny.
- Mam nadzieję, że miło spędzisz tutaj czas, Bella. Jeśli będą cię wkurzać jakieś chłopaki, po prostu przyjdź do mnie, a ja się nimi zajmę! – Emmett szeroko się uśmiechnął. Brzmiało to trochę jak żart, ale wydawało mi się, że mówił to raczej na poważne.
- Dzięki, Emmett. Miło poznać was wszystkich – powiedziałam, patrząc na nich. - Myślałam, że masz trzech braci – wyszeptałam do Alice, która nadal stała obok mnie.
- Edwarda chyba nie mam w domu. Esme nigdy nie pozwoliłaby mu zostać na górze, skoro reszta zeszła na dół – odpowiedziała, również szeptem. Lekko się skrzywiła.
- Pozwól, że cię oprowadzę! – Alice powiedziała podekscytowana. Patrząc na jej wielki uśmiech trochę się uspokoiłam.
Teraz poznałam jej rodzeństwo, więc najbardziej stresująca rzecz już za mną. Oczywiście, nie widziałam jeszcze Edwarda, ale wydawało mi się, że to nie będzie wielkim problemem.
- Emmett, mógłbyś zanieść rzeczy Belli do jej pokoju? – Chłopak cicho warknął, ale wyraz twarzy jego matki skłonił go do udania się do mojego samochodu.
Alice prowadziła mnie przez dom, zaczynając od kuchni.
- To kuchnia – powiedziała.
- Naprawdę?- zaśmiałam się. – Nie mogę sobie tego wyobrazić! Myślałam, że to moja sypialnia!
Alice też się uśmiechnęła.
- Teraz to ja jestem twoim przewodnikiem, więc nie przerywaj mi! – ruszyłam za nią, a ta wprowadziła mnie do dużego, ciepłego pokoju.
- To salon. Oglądamy tutaj głównie filmy – ponownie rozejrzałam się dookoła i w końcu zobaczyłam pianino. Był to najpiękniejszy instrument, jaki kiedykolwiek widziałam.
Poczułam ukucie zazdrości, które jednak szybko zniknęło. Ci ludzie mieli wszystko.
- Wow – powiedziałam. Alice zauważyła na co patrzę.
- Grasz na pianinie? – zapytała.
Skinęłam.
- Trochę. Chociaż nie za dobrze. Uczyłam się tylko przez trzy lata. Moja mama gra o wiele lepiej ode mnie, uwielbia to. Niestety nie możemy sobie pozwolić na coś takiego, bo jest za drogi i nie mamy wystarczająco dużego pokoju.
Alice uśmiechnęła się porozumiewawczo i poszła na górę, a ja podążyłam za nią. Wszystkie drzwi były zamknięte, ale mogłam usłyszeć dźwięki dochodzące zza nich. Alice wskazywała po kolei:
- Pokój Emmetta, Jaspera, Rosalie, mój, Edwarda. Na drugim piętrze jest sypialnia Esme i Carlisla. A ten – powiedziała, pokazując na drzwi pomiędzy jej i Edwarda – jest twój. Naprzeciwko znajduje się łazienka, którą będziesz dzielić z Edwardem, przepraszam. Rose i ja mamy swoją, a Jazz i Em swoją – wyjaśniła, uważnie mi się przyglądając.
Przełknęłam ślinę, wspólna łazienka z chłopakiem… Czy to może wyjść dobrze?
- Twoje rzeczy powinny już być w pokoju, więc możesz się rozpakować. Zostawię cię samą i będziesz mogła się poczuć bardziej swobodnie – mówiąc to odeszła, a ja weszłam do pokoju.
Zaskoczyło mnie to, jak spodobało mi się tam spodobało. Wszystko było w moim stylu. Przeważały odcienie niebieskiego i fioletowego. Zobaczyłam torbę i walizki, stojące w rogu, ale nie przejęłam się nimi i usiadłam na łóżku.
Nie wiedziałam co mam robić. Alice miała zamiar iść na zakupy z Rosalie. Zaproponowała, żebym poszła z nimi, ale odmówiłam. Nie czułam się dobrze w towarzystwie Rose, wcale jej nie znałam, a ona nawet się ze mną nie przywitała. To Jasper mi ją przedstawił.
Leżałam na moim łóżku, żałując decyzji o przyjeździe tutaj, kiedy usłyszałam dźwięk pianina. Przez chwilę słuchałam, ciesząc się ze spokoju, który mnie nawiedził. Utwór był piękny, ale nie rozpoznałam go. Postanowiłam zejść na dół, aby sprawdzić kto gra.
Weszłam do salonu, ale zatrzymałam się w drzwiach. Nie chciałam przeszkadzać chłopakowi siedzącemu przy pianinie.
Wszystko, co mogłam zobaczyć, to jedynie jego plecy, ale i tak dostrzegłam, że był cudowny. Budowa jego ciała sprawiła, że poleciała mi ślinka, a brązowe włosy uczyniły go zupełnie unikalnym. Od samego początku zaczął mnie pociągać, ale wiedziałam też, że nie powinnam się do niego zbliżać.
Nagle przestał grać i odwrócił się. Spojrzał na mnie, a jego źrenice zwęziły się. W tej chwili już wiedziałam, że pomimo jego urody, nie będę darzyć go sympatią.


Rozdział 2: Nieporozumienie.

Przyglądał mi się przez moment, co dało mi czas by, co nieco się uspokoić. Moje nerwy były w strzępach.
Jego oczy wyglądały jak dwie wąski szparki, ale nie można było zapomnieć o kolorze. Szmaragdowa zieleń. To ogłuszyło mnie na moment, lecz on tego nie spostrzegł. Czekałam aż coś powie.
- Ty musisz być Isabella Swan - powiedział ostatecznie. Wzdrygnęłam się na zimny ton jego głosu. Ale jestem głupia!
- Bella - powiedziałam mu, na co on zwęził swoje oczy jeszcze bardziej, pozostawiając je nie większe niż cienkie linie. Przestraszył mnie na moment, ale nie uciekłam. Nie chciałam wyjść na tchórza.
- Dlaczego tu stoisz? - popatrzył trochę zły, ale jego głos był spokojny i miękki. Mogłabym powiedzieć, że był zmuszony i poczułam się niekomfortowo. W tym momencie prowadziłam walkę z łzami głównie z powodu gniewu. Jakoś moje emocje były uzależnione od łez. Nie ważne czy byłam szczęśliwa, zła, smutna, zawsze zaczynałam płakać.
- Słyszałam, że ktoś gra na fortepianie i chciałam wiedzieć, kim była ta osoba - powiedziałam cicho, starając się, aby mój gniew wrócił. Zmusiłam się do uśmiechu. Czułam się dziwnie. On nawet się nie przedstawił. To była dobra myśl, wiedziałam tylko, że nazywa się Edward Cullen, jedyny, którego jeszcze nie znałam.
Jeśli nie był taki wspaniały...
Moje myśli zostały przerwane i musiałam zawrócić je na prosty tor.
- Czy mogłabyś wrócił stąd skąd przyszłaś? - jego oczy były nadal zwężone, a ja przełknęłam ślinę. Złagodniał trochę i kontynuował.
- Nie mogę się skupić, jeśli ktoś jest w tym pomieszczeniu. Rodzina o tym wiem, ale myślę, że ci nie powiedzieli - jego głos był spokojny, ale mogłam zobaczyć gniew w jego oczach.
- Dobrze. Miło było cię poznać... - ciągnęłam sugestywnie i zawróciłam na piętach. Nie musiał wiedzieć, jaki ból czułam.
Nie odpowiedział, tylko czekał, aż opuszczę pomieszczenie. Pamiętałam, że Alice mi powiedziała, gdzie jest biblioteka i chciałam ją znaleźć. Kiedy wreszcie trafiłam, zaczęłam szukać książek, mojej ulubionej pisarki Jane Austen. Jednak nie mogłam znaleźć "Rozważniej i romantycznej". Znalazłam za to "Dumę i uprzedzenie". Usiadłam na jednym z krzeseł w ciemnym rogu i tam zaszyłam się z moją książką. Nie wiem ile tam byłam, ale zdałam sobie sprawę, że właśnie musiała być przerwa na obiad, ponieważ Alice weszła do biblioteki i zaczęła mnie szukać. Byłam w połowie książki, pochłaniałam historię.
- Bella, jesteś tu?
- Tak, Alice. Jestem tu, na tyle - powiedziałam, zapamiętując stronę przed zamknięciem książki.
- Dzięki Bogu! Bello, proszę cię, nie strasz mnie tak. Myślałam, że zabłądziłaś albo coś. Bałam się, że nas opuściłaś.
Brzmiała, jakby odczuła ulgę, tym samym przez chwilę poczułam się winna.
- Cóż, myślałam o tym - powiedziałam, mamrocząc pod nosem.
- Co?! - krzyknęła. Nie odpowiedziałam, ale obawiałam się, co powinnam zrobić.
- Kto z mojego rodzeństwa skrzywdził cię? - zażądała odpowiedzi, oczywiście ze świadomością, że coś się stało. Ponownie mogłam zobaczyć, że stara się utrzymać przyjazny ton swojej wypowiedzi. Nadal stałam w ciszy, czując, że moje wargi zaczynają mnie szczypać. Wtedy poprowadziłam dłoń po moich włosach, a ona prawie skakała.
- Powiedz! Kto? Nie powinni wcześniej przychodzić! - Chwyciła mnie za rękę. Wiedziałam, że chciała coś powiedzieć, nie chciała abym wiedziała wcześniej i zajęła się sama sobą.
- Ten, który gra na fortepianie - rzekłam cicho, powodując u Alice jęczenie.
- O, nie... Edward - powiedziała po oddechu.
- Co? Mam na myśli, dlaczego jest tak źle, że to Edward? - zapytałam z ciekawością. Czy to naprawdę ważne?
- Nic - odpowiedziała w taki sposób, że wiedziałam, że więcej mam nie pytać. Miałam jednak wrażenie, że nawet gdybym odważyła zadać się pytanie, nie uzyskałabym odpowiedzi.
- No, kolacja gotowa. To dlatego ciebie szukałam. Idziesz? - westchnęła na koniec, a ja podniosłam brwi. Wiedziałam, że coś ukrywała.
- To osoba, którą lubię - próbowałam ją teraz oszukać.
Weszłyśmy razem do kuchni, gdzie już Rosalie, Emmett, Jasper, Esme i Carlisle czekali na nas. Edwarda tam jeszcze nie było i gdy zerknęłam na stół, zauważyłam, że nie było dla niego miejsca.
- Gdzie Edward? - zapytała Alice gwałtownie.
- Odjechał, myślę, że chciał zobaczyć się z Lauren czy coś - odpowiedziała Esme. Rosalie i Alice wymieniły wspólnie spojrzenia, a Emmett uśmiechnął się szeroko. Czułam, że czegoś mi brakuje. Emmett odciągnął mnie od tego.
- Możemy już jeść? Jestem głodny!
Carlisle roześmiał się.
- Ty zawsze jesteś głodny. Opowiedz nam coś nowego.
- Tato!
- Jedzmy - uśmiechnęła się Esme do syna, który natychmiast zaatakował swoją porcję.
Kiedy skończyliśmy zaoferowałam pomoc przy zmywaniu. Esme tylko roześmiała się i powiedziała, że mają zmywarkę. Mruknęłam nieznacznie, pragnąć, że moglibyśmy zrobić to lepiej. Nie mogłam pomóc i byłam zazdrosna o takie rzeczy.
- Bella, czy chciałabyś iść do kina? - zaoferowała z podekscytowaniem Alice.
Myślałam o tym przed chwilę, lecz potem ziewnęłam. Próbowałam, aby stłumić to, ale nie udało mi się.
- Nie dziękuję. Jestem trochę zmęczona. Przebyłam dziś długą drogę - odpowiedziałam jej.
Nie było to całkowitą prawdą. Byłam zmęczona, ale również nie lubiłam wychodzić wieczorem. Chciałam tylko położyć się w swoim łóżku i przemyśleć dzisiejszy dzień. Wszystkim powiedziałam dobranoc i poszłam do pokoju, który na sześć miesięcy miał być moim domem. Miałam wątpliwości, co do tego, że będę wychodzić bardzo często. Chwyciłam moją torbę i pierwszą rzeczą, jaką w niej znalazłam był mój pamiętnik.
Postanowiłam coś w nim napisać.

Drogi Pamiętniku!
Dzisiaj jest sobota, jedenasty sierpnia.
Dzisiaj był mój pierwszy dzień u Cullenów. Myślałam już, że to nie był dobry pomysł, aby tu przyjechać, a dzisiaj utwierdziłam się, że miałam rację. Esme i Carlisle byli bardzo mili dla mnie, tak samo jak Alice, ale inni byli szorstcy. W szczególności Edward. Nawet mi się nie przedstawił, jednak Alice powiedziała mi kim on jest. Arogancki, popularny typ. Ten, który co drugi tydzień ma nową dziewczynę. Wcześniej, jeszcze w domu, również było wielu chłopców. Ale to nie to samo. Nie mieszkałam z żadnym z nich. Czy ja to przeżyję? To od nich zawsze trzymałam się z daleka. Alice wydaje się być jedyną osobą, która mnie lubi. Jedyną, która chce cokolwiek robić ze mną. Esme i Carlisle również są bardzo przyjaźni dla mnie, ale to nie to samo. Nie mogę teraz wrócić. Tego właśnie żałuję. Zresztą zawsze może być lepiej tutaj z ludźmi, którzy mnie nie lubią. Nie myślę, że sobie poradzę. Jednak muszę się postarać.
Mam tylko nadzieję, że jakoś przetrwam te sześć miesięcy.

Zaczęłam rozpakowywać dwie pierwsze walizki, starając się zrobić pokój bardziej w moim stylu. Miałam nadzieję, że będę czuła się w nim jak w domu. Kiedy skończyłam, niebo było ciemne. Wydawało mi się, że byłam zmęczona i to wystarczyło. Nie minęło dużo czasu, gdy ogarnęła mnie ciemność, zapraszając do krainy snów.
Kiedy obudziłam się, zobaczyłam, że była ósma. Gdybym była w domu, przekręciłabym się na drugi bok i dalej poszła spać. Jednak czułam, że tutaj nie mogę tego zrobić. Pozostałam w łóżku i próbowałam wymyślić jakieś plany na dziś. Spojrzałam na sufit i został on zaatakowany przez parę zielonych oczu. Pełnych gniewu, wydawało mi się, że nie były wyświetlane. Mruknęłam kilka razy, a one odeszły. Westchnęłam i zaczęłam myśleć o przyszłości, o pierwszym dniu w nowej szkole w Forks. Mogłam tylko modlić się, że będzie dobrze. Znów zasnęłam bez ustalenia konkretnych planów. Obudziłam się ponownie, gdy moje drzwi otworzyły się i weszła Alice.
- Bella, obudź się! Czas na śniadanie! - powiedziała radośnie. Westchnęłam.
- Mój Boże, Alice. Uspokój się trochę. Chyba nie chcesz, abym dostała ataku serca - uśmiechnęła się szeroko Rosalie, spoglądając zza framugi drzwi. Uśmiechnęłam się również dziękując, że jednak jej uwaga została całkowicie zignorowana przez moją przyjaciółkę.
- Bello, idziemy na zakupy! A ty idziesz razem z nami!
- Alice! - krzyknęła Rosalie.
- Czy nie mogę spokojnie wstać? - mruknęłam cicho.
- Nie! Muszę cię ubrać.
- Mogę to zrobić sama, ale dziękuję - uśmiechnęłam się już siedząc.
Alice zaglądała do mojej szafy.
- Tutaj nie ma ubrań - zawołała. Rosalie spojrzała jej przez ramię.
- Bello, gdzieś ty kupowała ubrania? - zapytała głosem pełnym zgrozy.
- W Phoenix oczywiście - odpowiedziałam.
- Jak możesz to nosić? - zapytała Alice tym samym tonem, co jej siostra.
Nie wiedziałam, co jest złego w moich ciuchach, ale ten problem był prawdopodobnie nieoczywisty tylko dla mnie.
- Cóż, tam jest ciepło. Nie ma zbyt wielu sklepów, które sprzedają ciepłe ubrania. Każdy chodzi w koszulce i spodenkach. Trudno znaleźć zimowe ubrania - powiedziałam obronnie.
- Dobrze. Następnie mamy zamiar kupić ci kilka "ciepłych" ubrań - powiedziała Rosalie, spoglądając na Alice.
- Pomyślałam dokładnie o tym samym - zaśmiały się, skupiając z powrotem swoją uwagę na mnie.
- Nie mam dużo pieniędzy, więc nie mogę wiele kupić - mówiłam, a one po prostu zaśmiały się raz jeszcze.
- My się tym zajmiemy, kochanie - powiedziała Alice, Rosalie uśmiechnęła się, a ja rzuciłam im groźne spojrzenie.
- Nie ma mowy, dziewczyny. Nie będziecie kupować mi ubrań. Nie lubię wydawać na siebie pieniędzy. To się nie stanie! - protestowałam.
- Nigdy nie stawiaj się Alice w tej sprawie, Bello.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez xxpaolaxx dnia Sob 18:45, 30 Maj 2009, w całości zmieniany 10 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vampire
PostWysłany: Wto 20:36, 26 Maj 2009 
Administrator

Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 452
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Katowice


Kawał dobrej roboty, gratuluję. I dziekuję za wstawienie tłumaczenia na forum. Całkiem niezłe opowiadanie.

Dostrzegłam trochę błędów, wybacz, betowałam trochę tekstów i zostało mi małe zboczenie

Rozdział pierwszy:

Cytat:
Wydawało się, że przez ostatnie kilka tygodni mówiłam jej to już dziesiątki razy, ale ona nadal denerwowała mnie, próbując odwieść od tego pomysłu. Niestety byłam bardzo upartą dziewczyną

Brak kropki.

Cytat:
Do tej pory nie było ani jednej podróży w trakcie której nie przytrafiłoby mi się coś złego.

Przed 'w trakcie której' brakuje przecinka.



Cytat:
Dom był ogromny i biały, w stylu wiktoriańskim. Dookoła niego rosły drzewa, więc znajdował się w cieniu. Jestem pewna, że jeżeli nie byłoby ich, mogłoby być tu zbyt jasno.

Chyba powinno być ...że jeżeli by ich nie było...

Cytat:
Zaparkowałam samochód, zupełnie nie wiedząc, co robić. Następnie próbowałam się uspokoić, biorąc głęboki oddech, aby uniknąć hiperwentylacji, która właśnie się zbliżała.
Kiedy właśnie wychodziłam z furgonetki,

Powtórzenie 'właśnie'.

Cytat:
Przez chwilę przyglądałam się jej ubraniu, ale zaraz ta obdarzyła mnie uściskiem.

Ale ta zaraz obdarzyła mnie uściskiem.

Cytat:
Ale jak domyślałam jej rodzeństwo mnie nie lubiło.

Ale jak się domyślałam, jej ...

Cytat:
Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła, że na nią patrzę, ale przez to tylko byłam jeszcze bardziej zaniepokojona.

Przecinki i styl: Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła że na nią patrzę, ale przez to byłam tylko jeszcze bardziej zaniepokojona.

Cytat:
Ta, była dziewczyną, która mogłaby sprawić, że przez samo przebywanie w jednym pomieszczeniu, mogłoby zniknąć poczucie twojej własnej wartości. Wysoka i szczupła o wyglądzie modelki z jakiegoś magazynu.

Ta była dziewczyną, która mogłaby sprawić, że przez samo przebywanie z nią w jednym pomieszczeniu, mogłoby zniknąć poczucie własnej wartości. Wysoka i szczupła, o...

Cytat:
Poczułam ukucie zazdrości, które jednak szybko zniknęło. Ci ludzie mieli wszystko.

Ukłucie.

Cytat:
Zaskoczyło mnie to, jak spodobało mi się tam spodobało. Wszystko było w moim stylu.

Mała pomyłka ;]

Cytat:
Budowa jego ciała sprawiła, że poleciała mi ślinka, a brązowe włosy uczyniły go zupełnie unikalnym.

Może pociekła?

Rozdział drugi:

Cytat:
Przyglądał mi się przez moment, co dało mi czas by, co nieco się uspokoić.

Niepotrzebny przecinek.

Cytat:
- Ty musisz być Isabella Swan - powiedział ostatecznie.

powiedział w końcu.

Cytat:
- Czy mogłabyś wrócił stąd skąd przyszłaś?

wrócić

Cytat:
Rodzina o tym wiem, ale myślę, że ci nie powiedzieli

literówka

Cytat:
Miło było cię poznać... - ciągnęłam sugestywnie i zawróciłam na piętach. Nie musiał wiedzieć, jaki ból czułam.

Ciągnęłam sugestywnie? A poza tym - odwróciłam się na pięcie.

Cytat:
Kiedy wreszcie trafiłam, zaczęłam szukać książek, mojej ulubionej pisarki Jane Austen.

Niepotrzebny przecinek przed 'mojej'

Cytat:
Nie odpowiedziałam, ale obawiałam się, co powinnam zrobić.

obawiałam się, że tak powinnam zrobić

Cytat:
Miałam jednak wrażenie, że nawet gdybym odważyła zadać się pytanie, nie uzyskałabym odpowiedzi.

...gdybym się odważyła zadać pytanie...

Cytat:
Kiedy skończyliśmy zaoferowałam pomoc przy zmywaniu.

Kiedy skończyliśmy, zaoferowałam...

Cytat:
Myślałam o tym przed chwilę, lecz potem ziewnęłam. Próbowałam, aby stłumić to, ale nie udało mi się.

Próbowałam je stłumić

Uff... Mam nadzieję, że nie uznasz mnie za czepialską. Po prostu pewne błędy trudno wyłapać, kiedy czyta się tekst kilka razy, także świeże spojrzenie czasem się przydaje


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
xxpaolaxx
PostWysłany: Wto 21:36, 26 Maj 2009 
Nomad

Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4


Cieszę się, że tłumaczenie się podoba Smile Błędy są jak widzę, ale tylko dlatego, że akurat te rozdziały nie betowała nasza wspaniała stała beta Ann_Rose, a ktoś inny. Widocznie nie wyłapała Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mTwil
PostWysłany: Śro 14:34, 27 Maj 2009 
Nomad

Dołączył: 25 Maj 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4


Cytat:
Jest to tłumaczenie, które tłumaczę z koleżanką

Wypada się odezwać. Tak, to ja jestem tą tajemniczą koleżanką Smile

Vampire, dzięki za wypisanie błędów. Jak je zobaczyłam, to trochę się przeraziłam, ale dopiero potem xxpaolaxx przypomniała mi, że nasza beta nie sprawdzała dwóch pierwszych rozdziałów. Dalej powinno być już dobrze.

Cytat:
każda z nas będzie wstawiała ten rozdział, który tłumaczyła

W takim razie teraz moja kolej Smile



beta: Anna_Rose


Rozdział trzeci: Pierwszy dzień w szkole


Jęknęłam, kiedy obudziłam się następnego ranka. Był poniedziałek, szósta trzydzieści, a mój budzik mówił mi, że czas wstawać, żeby przygotować się do szkoły.
Usiadłam i westchnęłam, przeczesując ręką włosy.
Miałam złe przeczucia. Zakładałam, że wcale nie polubię tego miejsca i to nie bez powodów. Najważniejsze, ta szkoła liczyła trochę ponad trzystu uczniów. W domu tylko na moim roku było ich ośmiuset, więc to spora różnica.
Wstałam i podeszłam, do teraz, już zupełnie wypchanej szafy.
Wyprawa na zakupy była zabawna, nawet pomimo tego, że odwiedziłyśmy ponad dwadzieścia sklepów, wliczając w to Victoria Street. Kiedy powiedziałam Alice, że nie potrzebuję seksownej bielizny, spojrzała na mnie w sposób mówiący, żebym się zamknęła i za nią szła. Rosalie za to powiedziała: „Nigdy nie wiesz, kiedy będziesz tego potrzebować”.
Właśnie miałam zamiar złapać moje ulubione, kupione w Phoenix jeansy, kiedy do pokoju weszła Alice.
- Dobrze, że już nie śpisz. Bałam się, że znowu będę musiała oglądać „ranną Bellę”, ale nie zapowiada się na to.
Cicho mruknęłam i rzuciłam jej piorunujące spojrzenie.
- Domyślam się, że nie przeszkadzam. Czekaj… Masz zamiar to założyć? – powiedziała, kiedy zobaczyła, co trzymam w ręce.
- Taki miałam zamiar, tak – odpowiedziałam na wpół przytomna. Nadal byłam śpiąca, a jak Alice już wczoraj się dowiedziała, nie należałam do rannych ptaszków. Przez cały poranek i wczesne godziny popołudniowe byłam rozgoryczona i zła za brutalną pobudkę. Poza tym, nie lubiłam zakupów, a to było dokładnie to, do czego mnie zmusiły. A ja nie byłam nawet rozbudzona.
- Po prostu wymieniłyśmy ci garderobę. Ale czy ty poważnie myślisz o założeniu tego? – prawie piszczała.
Lekko się uśmiechnęłam i zakryłam sobie uszy, kiedy Alice wrzeszczała na Rosalie, żeby ta tu przyszła.
- Kogo chcesz zabić, Alice? - powiedziała z uśmiechem.
Spojrzała na mnie, potem na swoją siostrę i z powrotem na mnie. Kiedy zobaczyła, co trzymam w rękach, jej oczy się rozszerzyły.
- Nie ma mowy! – powiedziała prawie tak, jakbym miała zamiar popełnić przestępstwo.
- Tak, Rose! To dlatego cię zawołałam – wyjaśniła Alice, szeroko uśmiechając się do zszokowanej Rosalie.
- Bella, to ja zadecyduję o tym, co dziś założysz – powiedziała Rosalie, podchodząc do mojej szafy.
- To… i to… i oczywiście to. – Wyjęła czarne jeansy, czerwoną bluzkę bez rękawów z różową różą na dole i czarną bieliznę, tę, którą wczoraj kupiłyśmy.
- Rosalie, nie mam zamiaru z nikim spać. Nie potrzebuję być wystrojona pod ubraniem. Poza tym, na zewnątrz jest zimno! Ta bluzka ma odsłonięte ramiona! Oszalałaś?
- Nie, ponieważ mam dla ciebie idealną rzecz do założenia na to, zaczekaj chwilkę – powiedziała i wyszła z pokoju. Alice szeroko się uśmiechnęła, najwyraźniej szczęśliwa, że mnie pokonała.
- Teraz będziesz mnie już stroić każdego ranka? - zapytałam, bojąc się odpowiedzi.
- Jeśli będzie taka potrzeba, to tak. Mam zamiar cię ubierać, dopóki sama nie będziesz wiedziała, jak to robić – odpowiedziała i podała mi ubrania, które Rosalie rzuciła na łóżko.
- Idź do łazienki się umyć i załóż to. Będziesz wyglądała ślicznie.
- Nie muszę się stroić pod ubraniami – wymamrotałam jeszcze raz.
- Kiedy kobieta ma na sobie ładną bieliznę, jest bardziej pewna siebie. Nie szkodzi, że nikt nie będzie tego widział, ponieważ seksowna bielizna sprawi, że sama się tak poczujesz. I pokażesz to wszystkim – powiedziała Alice i przez moment byłam jej wdzięczna.
Skinęłam i wzięłam rzeczy. Kiedy wychodziłam z pokoju wpadłam na Rosalie, która podała mi jakąś czarną rzecz, zakrywającą tylko ramiona i górę pleców.
Zmarszczyłam brwi, ale ta tylko do mnie mrugnęła i pozwoliła przejść.

--

Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z mojego samochodu. Złapałam plecak i czekałam na przybycie Alice. Powiedziała, że musi jeszcze coś zrobić przed wyjazdem i dlatego powinnam jechać pierwsza.
Kilka minut później przyjechała jej srebrnym samochodem razem z Jasperem, a Rosalie i Emmett jechali tuż za nimi. Automatycznie zaczęłam szukać Edwarda, ale nie mogłam go znaleźć.
Właśnie miałam zapytać o niego, kiedy zdecydowałam, że okazałabym wtedy zbyt duże zainteresowanie. A ja się nim nie interesowałam. Nie chciałam, żeby Alice czy Rosalie myślały, że go lubię. Tak, jest przystojny, ale to taki typ chłopaka, którego nienawidzę. W dodatku jego zachowanie wobec mnie, kiedy nawet się jeszcze nie poznaliśmy, było nie do przyjęcia.
- Jesteś gotowa na swój pierwszy dzień? – zapytała Alice, jak zwykle uśmiechnięta. Cicho jęknęłam, widząc jej pogodę ducha. Zdecydowanie nie byłam na to gotowa. Zawsze potrzebowałam kilku godzin do całkowitego rozbudzenia, a ten moment jeszcze nie nadszedł.
- Jestem zdenerwowana.
- To nie bądź.
- Nie jestem przekonana co do mojego stroju… - dodałam, lekko się rumieniąc, kiedy tylko pomyślałam o mojej bieliźnie. Zaskoczyło mnie, że nie zmarzłam, chociaż to nie takie dziwne, bo na zewnątrz było ponad piętnaście stopni ciepła.
- Bella, wyglądasz fantastycznie! Przestań już jęczeć, chłopcy to pokochają – mrugnęła do mnie, a ja westchnęłam.
- To właśnie to, czego się bałam – wymamrotałam do siebie, kiedy Alice odeszła trochę dalej. Emmett i Jasper byli już w środku, a Rosalie szła za nimi. Alice miała zaprowadzić mnie do sekretariatu i pomóc zdobyć plan lekcji.
- Spójrz, Bella. Chłopaki się na ciebie gapią!
Zignorowałam ją, patrząc na moje buty. To akurat był dobry pomysł, bo nie miałam ochoty się o nie dzisiaj potknąć. Chciałam zrobić dobre wrażenie, a przypuszczałam, że potknięcie mogłoby mnie tylko uczynić jakąś zwykłą dziewczyną, a taką być nie chciałam. Ale nie potrzebowałam też zainteresowania.
Kiedy weszłyśmy do środka, biuro było prawie puste, poza kobietą siedzącą za biurkiem. Spojrzała na nas i uśmiechnęła się. Jej tabliczka z nazwiskiem informowała, że nazywa się Cope.
- Dzień dobry, pani C! Bella potrzebuje swojego planu lekcji. – Alice mrugnęła do kobiety. Byłam zszokowana tym, jak ją nazwała, ale pani Cope tylko się zaśmiała.
- Dzień dobry, panienko Cullen. Witam w liceum w Forks, panienko Swan. Wydrukuję twój plan i wszyscy będziecie już przydzieleni – odpowiedziała. Jej głos był ciepły i łagodny, a to trochę ukoiło moje nerwy.
- Dziękuję za pomoc – powiedziałam, a Alice się pożegnała.
Spojrzała na mój rozkład.
- Świetnie! Jesteśmy w tej samej klasie! Masz dokładnie takie lekcje jak ja! – Zrobiłam minę, niepewna, czy powinnam się z tego cieszyć. – Jeśli chcesz, możesz go zmienić. Wtedy musiałabyś tylko wrócić do pani Cope – powiedziała.
- Zobaczę.
Poszłyśmy na naszą pierwszą lekcję, matematykę. Naprawdę nienawidziłam tego przedmiotu, ale jakoś musiałam to przetrwać. To jedna z lekcji, których nie mogliśmy opuszczać. Westchnęłam, kiedy weszłam do sali.
Rosalie siedziała prawie na samym końcu i poprosiła Alice, żeby ta przysiadła się do niej. Zajęłam miejsce w rzędzie obok nich, również z tyłu. Usiadałam przy oknie, moim ulubionym miejscu jeszcze w domu.
Kilkoro innych uczniów weszło do klasy i zajęło miejsca. Zobaczyłam, że niektórzy na mnie patrzą, ale nikt nic nie powiedział. Wkrótce wszystkie miejsca były zajęte, poza jednym obok mnie.
Pan Brown, nauczyciel, wszedł i wszyscy przestali rozmawiać. Byłam tym zaskoczona. W domu klasa rozmawiała cała wieczność, dopóki nauczyciel nie zaczynał wyznaczać kar w postaci zostania po lekcjach, dla każdego kto rozmawiał, kiedy bezskutecznie prosił o ciszę. Dopiero wtedy kończyły się rozmowy. To jeden z największych powodów mojego rozdrażnienia.
- Dzień dobry, wszystkim. Witam w nowym roku szkolnym. My… - przestał mówić, bo przerwało mu nagłe pukanie. – Proszę.
Otworzyły się drzwi, a do środka wszedł Edward. O nie.
- Przepraszam, proszę pana. Zaspałem – powiedział z miną winowajcy.
- Usiądź obok tej młodej damy na końcu. I niech mi to będzie ostatni raz – powiedział pan Brown. Edward zobaczył mnie i zastygł w bezruchu.
Również zamarłam, prawie automatycznie odpowiadając na jego ruch. Zdałam sobie sprawę, że musi zająć miejsce obok mnie, ale nie był do tego zbyt chętny. Zresztą, ja też nie chciałam siedzieć obok niego.
Jak miło, że Alice i Rosalie niczego mi nie powiedziały. Oczywiście wiedziały, że Edward będzie w tej klasie i nie ostrzegły mnie. Rozumiały, jak się czuję w jego towarzystwie, powiedziałam im wszystko podczas naszych wspólnych zakupów.
Spojrzałam na Alice i Rosalie, które obdarzały mnie współczującymi spojrzeniami. Westchnęłam, kiedy zajął miejsce obok mnie.
Oboje ignorowaliśmy się nawzajem i słuchaliśmy nauczyciela, który wyjaśniał na czym będzie polegać praca w przyszłym roku. Nie było to dla mnie zbyt ważne, ponieważ będę tutaj tylko przez sześć miesięcy, ale i tak słuchałam ponieważ inaczej rozpraszałabym się Edwardem i jego nerwowym wyrazem twarzy.
To było denerwujące siedzieć obok niego. Wszystkie dziewczyny w klasie co jakiś czas na niego spoglądały. Nigdy nie odwzajemniał tych spojrzeń, ignorował je tak samo, jak robił to ze mną.
Kiedy zadzwonił dzwonek, ucieszyłam się, że ten wyszedł, zanim ja zdążyłam wstać. Rosalie i Alice podeszły do mnie, obie szepcząc: „Przepraszam”. Po prostu skinęłam im, lekko rozczarowana, że zapomniały mi o tym powiedzieć. Ale postanowiłam, że to nie ma znaczenia, więc i tak niczego nie zmieni.
Potem miałam angielski, który nie okazał się dużym problemem. Edwarda i Rosalie tam nie było, więc siedziałam obok Alice.
Nauczyciel robił to samo co ten od matematyki, mówiąc na czym będzie polegać praca w tym roku. Rozdał również kartki z tytułami książek, które powinniśmy w tym roku przeczytać. Byłam zaskoczona, kiedy odkryłam, że przeczytałam wszystkie z nich.
Gdy szliśmy na następną lekcję, jakiś chłopak podszedł do mnie. Gadałam z Alice, ale ta dała mi szansę porozmawiać także z nim.
- Hej, musisz być Isabella Swan! – Uśmiechnęłam się, widząc jego podniecenie i natychmiast odkryłam, że Alice miała rację. Spodobało mu się moje ubranie, ponieważ dostrzegłam, że uważnie mi się przygląda. Sprawiło to, że poczułam się skrępowana, ale jakaś część mnie była z tego zadowolona. To miło wiedzieć, że chłopak lubi cię tylko za twój wygląd. To coś ci o nich mówi.
Skinęłam w odpowiedzi, niepewna, co mam powiedzieć.
- Jak tam pierwszy dzień tutaj? – zapytał, a ja wzruszyłam ramionami. - W porządku, dzięki – odpowiedziałam, zdając sobie sprawę, że byłam nieuprzejma, nie odzywając się do niego. Ale bałam się, że dam mu przez to złudną nadzieję, ponieważ nie byłam nim zupełnie zainteresowana.
- Trudno ci mieszkać z Cullenami? – zapytał. Wydawało mi się, że coś sugeruje, ale postanowiłam to zignorować i zachować wesoły wyraz twarzy.
- Jest świetnie! Wczoraj Alice, Rosalie i ja poszłyśmy na zakupy. Było naprawdę zabawnie, kiedy postanowiły…
Przerwałam. Nie chciałam wyglądać na zbyt rozentuzjazmowaną. To mogło być za dużo. I tak byliśmy już na stołówce, więc pożegnałam się i razem z Alice podeszłam do Cullenów. Jasper, Emmett i Rosalie już tam siedzieli.
Zauważyłam, że nie ma z nimi Edwarda.
- On jest taki zawsze? – szeptem zapytałam Alice.
- Nie. Najczęściej siedzi tutaj, z nami. Nie wiem, co się z nim dzieje – odpowiedziała, również szepcząc.
Skinęłam. Wiedziałam, że mnie nienawidzi. Wiedziałam też, iż tak będzie. Przyjechałam tutaj i rozdzieliłam rodzinę. Po prostu świetnie.
Zobaczyłam Mike’a Newtona, patrzącego na mnie. Siedział z paroma osobami, których już wcześniej widziałam na lekcjach.
- Przepraszam, Alice. Masz coś przeciwko, żebym usiadła tam? – zapytałam. Nie doszłyśmy jeszcze do stolika Cullenów. Uśmiechnęła się.
- Zrób jak chcesz – mogłam wyczuć w tym trochę rozczarowania. Czułam się winna, ale i tak się odwróciłam.
Podeszłam do stolika, przy którym siedzieli Mike Newton i reszta ludzi. Usiadłam obok dziewczyny z czarnymi włosami.
- Cześć – powiedziałam nieśmiało.
- Hej, Bella! Ludzie, to Bella Swan, nowa uczennica. Przyjechała do Cullenów na wymianę – Mike przedstawił mnie. Wydawał mi się naprawdę uradowany, że usiadłam z mini, zamiast z Cullenami.
- Jestem Angela – powiedziała czarnowłosa dziewczyna. Uśmiechnęła się i od razu wiedziałam, że możemy zostać przyjaciółkami. Odniosłam wrażenie, że jest bardzo do mnie podobna, niemiała, ale szczera. Uśmiechnęłam się do niej.
- Miło cię poznać! Jestem Jessica! – powiedziała blondynka, siedząca po jej drugiej stronie.
- Miło poznać was wszystkich – odpowiedziałam i skinęłam głową do reszty.
Wydawali się mili. Przynajmniej lepsi od Edwarda, ale nie trudno było takimi być. Był po prostu dla mnie niemiły, a ci ludzie byli na tyle przyzwoici, że ze mną rozmawiali. Kątem oka zauważyłam, że Edward podszedł do swojej rodziny. Uśmiechnął się i usiadł.
Westchnęłam. Nigdy nie będę w ich grupie. Oni byli rodzeństwem. Ja jestem po prostu dziewczyną z wymiany szkolnej. Nie mogłam oczekiwać, że będą mnie traktować jak nową siostrę. Cieszyłam się, że Alice była dla mnie miła. Tylko ona miała przyjechać do Phoenix i mieszkać ze mną, więc po prostu przez te sześć miesięcy musiałam być dla niej uprzejma. Nie, że to będzie takie trudne do wykonania. To prawie niemożliwe nie lubić jej. I oczywiście Rosalie też była miła.
Rozmawiałam trochę z Angelą o Phoenix, o moim życiu w domu. Zadawała pytania i naprawdę słuchała moich odpowiedzi. Spytała, jacy są moi rodzice, ale nie chciałam, żeby wiedziała, więc powiedziałam jej, że są w porządku.
Kiedy próbowała się dowiedzieć, co sądzę o Cullenach, zadzwonił dzwonek i nie musiałam odpowiadać. Nie mogłam powstrzymać myśli, że zostałam ocalona przez ten dźwięk.
Co miałabym powiedzieć? Mogli już o tym wiedzieć dzięki samym plotkom. Słyszałam, jak Jessica coś o tym wcześniej mówiła i wiedziałam już, że muszę uważać, co przy niej mówię.
Podeszłam do Alice. Uśmiechnęła się, kiedy mnie zobaczyła. Przywitałam się z pozostałymi Cullenami, próbując ignorować przy tym Edwarda, a potem poszliśmy do naszych klas.
- Lubisz ich? – Alice nagle zapytała.
- Tak, lubię – odpowiedziałam. Byłam szczera. Naprawdę ich polubiłam, traktowali mnie jak normalną dziewczynę, a nie jak…
Nie chciałam dokończyć tego zdania, nawet w myślach, więc postanowiłam zapytać Alice o kilka rzeczy.
- O czym rozmawiałaś z Angelą?
- Alice, to jest jakieś przesłuchanie, czy co? – zapytałam, śmiejąc się.
- Po prostu chcę wiedzieć. Dużo o nas plotkują, wiesz. Więc zastanawiałam się, czy coś im powiedziałaś. – Wow. Była naprawdę dziewczyną typu prosto-do-sedna-sprawy. Oczywiście, powinnam się tego spodziewać.
Miałam zamiar skłamać, mówiąc to, co naprawdę o nich myślałam, ale nie chciałam jej zranić, więc powiedziałam prawdę.
- Rozmawiałyśmy o moim życiu w Phoenix. Pytała, co o was myślę, ale nie odpowiedziałam. Nie musisz się tym martwić. Przy okazji, i tak o was plotkowali.
- Ta… Wiem, że to dziwne, że Carlisle i Esme zaadoptowali piątkę dzieci. Mogę ich zrozumieć. Też bym o tym gadała – powiedziała.
- Naprawdę? – zapytałam zaskoczona. Nie rozumiałam tego zakręconego, małego umysłu.
Wzruszyła ramionami i nie odpowiedziała.
Usiadłyśmy w sali od historii. Był to najbardziej nudny przedmiot podczas całego dnia, ponieważ nie miałyśmy okazji porozmawiać. Nauczyciel od razu kazał zostać sześciu rozmawiającym osobom po lekcjach. Nie chciałyśmy, żeby było ich osiem.
Miałam głowę przepełnioną pytaniami. Było oczywiste, że Alice coś przede mną ukrywa, może nawet nie celowo.

O czym mi nie powiedziała? Jakie miała tajemnice?

Dlaczego robiła takie rzeczy, skoro wiedziała, że i tak się tego dowiem?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mTwil dnia Śro 20:46, 27 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alexandra
PostWysłany: Śro 16:42, 27 Maj 2009 
Nomad

Dołączył: 18 Maj 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Kraina Samotności


o następny, super Smile fajny tekst, super się czyta. mam nadzieję, że będą kolejne. bo wciągnęłam się.

Proszę na przyszłość pisać dłuższe komentarze z UZASADNIENIEM. To naprawdę nie boli. Sophie

Edit: wiem, co to uzasadnienie, ale uważam, że fakt, iż tekst początkowo
mnie wciągnął wystarczy. chyba widać, że nie należę do nabijaczy postów, jestem na takie akcje za stara. nie rozumiem upomnienia, bo do tej pory pisałam dość treściwe komentarze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Alexandra dnia Czw 17:38, 28 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alex
PostWysłany: Śro 16:46, 27 Maj 2009 
Cullen

Dołączył: 24 Maj 2009
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/4


zgadzam sie z Alexandrą
wciąga i mam nadzieje że bedą dalsze części Wink

To samo dotyczy Ciebie koleżanko moja.... dłuższe, dłuższe i jeszcze raz dłuższe. Sophie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
xxpaolaxx
PostWysłany: Śro 19:46, 27 Maj 2009 
Nomad

Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4


Drogie czyteliczniczki! Będą jak będą komentarze. Bo co to za frajda tłumaczyć coś jak nie ma komów? Żadna! Chodź jest nas mało chyba stać was na jakieś 4, 5 kom. pod jednym rozdziałem prawda?
Na innym forum na jeden przypada conajmniej 10. Więc starajcie się, bo im jest ich więcej to jest dla nas motywacja Smile
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alexandra
PostWysłany: Śro 20:04, 27 Maj 2009 
Nomad

Dołączył: 18 Maj 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Kraina Samotności


xxpaolaxx napisał:
Drogie czyteliczniczki! Będą jak będą komentarze. Bo co to za frajda tłumaczyć coś jak nie ma komów? Żadna! Chodź jest nas mało chyba stać was na jakieś 4, 5 kom. pod jednym rozdziałem prawda?
Na innym forum na jeden przypada conajmniej 10. Więc starajcie się, bo im jest ich więcej to jest dla nas motywacja Smile
Pozdrawiam!



normalnie szantaż a ładnie to tak? szczególnie,jak się wciągnęłam i czekam na dalszy ciąg? ładnie? hehehe
mam nadzieję, że znajdziecie odpowiednią motywację


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mTwil
PostWysłany: Śro 20:11, 27 Maj 2009 
Nomad

Dołączył: 25 Maj 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4


Ja jak najbardziej podzielam zdanie xxpaolaxx i też czekam na komentarze. Możecie nazywać to jak chcecie (szantaż, to chyba najtrafniejsze określenie Very Happy) ale nie ma to jak być zmotywowanym do pracy pozytywnymi komentarzami.
I cieszę się, że z przyjemnością czytacie nowe odcinki i że się 'wciągnęłyście' Smile W takim razie wy będziecie czytać dalej, a my dla was tłumaczyć Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mTwil dnia Śro 20:38, 27 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
insomnia
PostWysłany: Śro 20:24, 27 Maj 2009 
Moderator

Dołączył: 17 Maj 2009
Posty: 1427
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Kraina Nigdzie


UWAGA! Przestańcie robić OT. To nie jest miejsce, na rozmowę o ilosci komentarzy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
xxpaolaxx
PostWysłany: Śro 20:43, 27 Maj 2009 
Nomad

Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4


Hmm droga moderatorko!
Chyba mam prawo prosić o komentarze, że względu, że to jest moje tłumaczenie. I może mnie to w jakiś sposób motywuje. Powtórzę się i napiszę, że nie ma sensu jeśli nikt nie kom. a ja poświęcam mase czasu (bo to nie tak szybko tłumaczy się) i to robię. Więc dziewczyny! Piszemy konstruktywne komentarze i niech każdy będzie od kogoś innego! A teraz kolejna część i jutro pojawi się następna, a wraz z nią chomik na którym są rozdziały i tam można prowadzić luźną pogawędkę.

Beta: Anna_Rose

Rozdział 4: Rodzinna więź.

Gdy zadzwonił ostatni dzwonek, czułam się tak szczęśliwa, że bałam się, iż pęknę. W końcu mogliśmy iść do domu. Myślałam, że ten pierwszy dzień nigdy się nie skończy. Czułam się tak, jakby trwał on około tygodnia. Musiałam jeszcze dużo zrozumieć, ale najpierw, to naprawdę potrzebowałam porozmawiać z Alice. Spieszyła się trochę, więc nie miałam szansy z nią pogadać. Powiedziała, że zobaczymy się w domu, a ja nie mogłam zrobić nic innego, jak pójść w stronę mojego samochodu. Widziałam Edwarda, jak spacerował koło mnie, ale nic nie powiedział. Idąc za jego przykładem, dobrze go ignorowałam. Pojechałam z powrotem do domu Cullenów. Kiedy popatrzyłam we wsteczne lusterko, zauważyłam, że ktoś jechał za mną. Przez moment spanikowałam, ale potem zorientowałam się, że jest to mała miejscowość i nie jest dziwne, że ktoś za kimś podąża. Kiedy samochód skręcił i wciąż siedział mi na ogonie, zdałam sobie sprawę, że jest to Edward.
Szłam po schodach do frontowych drzwi, ale chłopak był trochę szybszy i wyprzedzając mnie, uderzył w ramię. Miałam ochotę powiedzieć "Oł", ale tylko warknęłam.
Poszłam za nim do środka, przygotowując się do rozmowy.
- Alice? - krzyknęłam. Wyszła z kuchni, patrząc na mnie tak, jakby czuła się winna. Wydawało mi się, że wyraźnie coś ukrywała. Miałam nadzieję, że ma zamiar opowiedzieć mi historię wszystkich, musiałam wiedzieć. Jeśli mi nie powie, będę musiała zapytać Angeli.
- Musimy porozmawiać - mój ton głosu był szorstki. Westchnęła i uśmiechnęła się smutno.
- Tak, Bello. Musimy porozmawiać - otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, lecz ona gestem nakazała mi milczeć. Zamiast tego, moje brwi uniosły się.
- Nie tutaj, Bello - powiedziała po prostu i poszłam za nią do jej pokoju.
- Wiem, że winna jestem ci wyjaśnień i prawdopodobnie powinnam powiedzieć ci to, zanim przyjechałaś. Powiem tak... to bardzo wrażliwy temat i nie byłam pewna, czy ci powiedzieć. Niestety, teraz jestem zmuszona. Wiem, że jeśli nie powiem ci tego, to zrobi to ktoś inny, ale lepiej usłyszeć to od jednego z nas - skinęła i zaczęła opowiadać. To był pierwszy raz, kiedy widziałam Alice poważną. Nie była wesoła i odrzucająca jak zwykle. Czułam, że to było naprawdę ważne, zdałam sobie sprawę, jak ważne. Uzyskam odpowiedzi.
- Większość z nas nie jest powiązane ze sobą. Tylko ja i Edward, Rosalie i Jasper. Emmett nie jest naszym bratem. Jest on bratankiem Carlisle’a. Edward i ja byliśmy pierwszymi, którzy tu przyjechali. Carlisle i Esme chcieli mieć dzieci, lecz ona nie mogła ich mieć. Postanowili więc zaadoptować.
Skinęłam głową i oczekiwałam, kiedy Alice powróci do swej historii.
- Razem z Edwardem dorastaliśmy bez rodziców. Zginęli w wypadku samochodowym, kiedy byliśmy małymi dziećmi. Edward miał roczek, a ja dwa miesiące. Wtedy przebywaliśmy u dziadków, więc byliśmy bezpieczni. Niestety, nie mieli dużo pieniędzy, więc poszliśmy do sierocińca, gdzie wychowywała się Rosalie, Jasper i wiele innych dzieci. Rosalie i Jasper byli naszymi najlepszymi przyjaciółmi. Byliśmy jak bracia i siostry. Mieliśmy pięć i cztery lata, kiedy zostaliśmy zaadoptowani. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to nie byli nasi prawdziwi rodzice. Nie mieliśmy żadnych wspomnień, za nim przyszliśmy tu. Jedyną rzeczą, jaką pamiętam jest to, że Rosalie i Jasper dołączyli do nas po roku i znów byliśmy razem.
- Alice, tak mi przykro - szepnęłam i poczułam łzy na policzkach.
- W porządku. Dorastaliśmy w szczęśliwej rodzinie. Carlisle i Esme są naszymi rodzicami i jesteśmy naprawdę wściekli, kiedy ktoś powie, że to nieprawda. Tak, jak już mówiłam, jest to temat wrażliwy.
Skinęłam głową. Mogę to zrozumieć. Pewnie czułabym się tak samo.
- Emmett dołączył do nas cztery lata po Rosalie i Jasperze. Jego ojca nikt nie znał, a matka zmarła na raka. Carlisle zdecydował, że się nim zajmie. W sumie była nas już czwórka, ale jego też chętnie przyjął. - Uśmiechnęłam się.
- To brzmi tak, jakby chcieli to zrobić. To th...
- Historia nie jest jeszcze skończona, Bello. Muszę wyjaśnić więcej. Razem z Rosalie polubiłyśmy Emmetta. Jasper był jego dobrym kumplem. Byli niemal nierozłączni. Edward nie za bardzo go lubił. Minęło kilka miesięcy, zanim zostali przyjaciółmi.
- Hmm… nie mogę tego pojąć- powiedziałam bardziej do siebie niż do Alice. Uśmiechnęła się.
- Wiem, Edward i Emmett są teraz najbliższymi przyjaciółmi, ale dawniej tak nie było. Nigdy nie było problemu, ale to było... można porównać to do zimnej walki. Nikt nic nie robił, ale nie raz napięcie... Czasami było to nie do zniesienia. Nie prowadzili prawdziwej walki, tylko wzajemnie ignorowali się.
Przłknęłam ślinę i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ona mi właśnie to mówi. Podobieństwo sytuacji jest niemal śmieszne. Ale to nie oznacza, że Edward będzie przekonywał się w stosunku do mnie, prawda? Spojrzałam na nią, lekko zaskoczona tą historią. Miałam oczywiście kilka pytań, ale musiałam myśleć o pierwszym. Widziałam, że Alice patrzy na mnie, a ja wiedziałam, że chciała przesłuchania. Byłam trochę wściekła.
- Poza tym, że to drażliwy temat, myślę, że łatwiej było ci to napisać do mnie poprzez e-mail, niż osobiście powiedzieć.
- To było trudne dla mnie. Nie mogę nawet wyobrazić sobie, że nie jesteśmy rodziną, więc trudno mi to wyjaśnić. Powiedzenie ci tego, wyjawienie mojej przeszłości, o której próbuję zapomnieć! Nie chcę pamiętać, że nie jesteśmy rodzeństwem. Ponieważ jesteśmy - mrugnęła i spojrzała na mnie, aby zobaczyć moją reakcję. Uśmiechnęłam się, dodając jej otuchy.
- Rozumiem, Alice. Nie martw się. Nie denerwuj. Jestem wdzięczna, że mi to powiedziałaś. Wolałabym, abyś powiedziała mi o tym wcześniej, ale rozumiem, że nie mogłaś. Czuję się trochę lepiej, wiedząc o tym. Ale nie rozumiem, dlaczego inni tak działają na mnie. To znaczy, widzę podobieństwo z sytuacją Edwarda, ale inni? Mam na myśli Rosalie. Jest miła i w ogóle, ale czuję, że ma wtedy maskę, a tak naprawdę nie chce spędzać ze mną czasu.
- To oczywiście nonsens, Bello.
- Nie mam nic przeciwko, Alice. Akceptuję to. Po prostu... chcę zrozumieć. Wydajesz się jedyną osobą, która mnie akceptuje.
Czułam jak łzy palą moje oczy, ale trzymałam się i uśmiechnęłam smutno. Alice myślała nad tym przez chwilę.
- Nie wiem. Rose cię lubi, ale może boi się, że chcesz zostać naszą nową siostrą. Carlisle i Esme powiedzieli nam, że nikt więcej nie zamieszka z nami. Że już wystarczy im dzieci. Myślę, że czuje się zagrożona lub coś. Sama nie wiem.
Potem Rosalie przyszła. Razem z Alice podskoczyłyśmy w górę.
- Rose! Przestraszyłaś mnie! - krzyknęła Alice, a ja zaczęłam się śmiać, dodając jej otuchy.
- Chcę iść na zakupy! Mam dziś randkę! - powiedziała szczęśliwa.
- Wow! Radka? Co zrobiłaś? - roześmiała się Alice.
Obserwowałam przez moment Alice, kiedy razem z Rosalie dyskutowały o jej osobie oraz randce Rose. Alice z powrotem była normalna. Wydawała z siebie okrzyki, skakała w górę i w dół na przemian. Wiedziałam, że ściągnęła swą maskę, by potem znowu wrócić na jej temat. Alice w końcu przestała skakać.
- Bello, pójdziesz z nami? - zapytała Rosalie, a ja spojrzałam na nią zaskoczona.
- Jasne - odpowiedziałam. Nie byłam do tego zbyt chętna, ale mimowolnie posłałam jej nieśmiały uśmiech.
Kiedy ponownie byłyśmy w domu natychmiast postanowiłam wziąć kąpiel. Nie czułam już nóg. Alice z Rosalie zaciągnęły mnie do każdego sklepu, jaki znajdował się tu w Forks. Byłam wyczerpana. Godzinę później wyszłam już z wanny i wskoczyłam w piżamę. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Nie zasnęłam, a to było dziwne, ponieważ tak byłam wyczerpana, że mogłabym zasnąć w każdym momencie. Usłyszałam jakieś głosy, które dochodziły ze schodów. Słuchałam uważniej, zdając sobie sprawę, że należały one do Alice i Edwarda.
- Dlaczego miałbym być miły dla niej? Nie jest moją rodziną, przyjaciółką. Nie ma nic do mnie. Jeśli tylko chcę, mogę ją ignorować. Poza tym, ona również mnie ignoruje.
- Edward! Ona musi czuć się tutaj jak w domu. Będzie tutaj mieszkała przez sześć miesięcy. Nie chcę, aby wyjechała po tygodniu czy coś. Możesz ją zranić i wtedy będę o to obwiniała ciebie. Jeśli z nią nie porozmawiasz, przestaniesz mieć we mnie rozmówcę! - zagroziła Alice.
- Cóż, siostro, to chyba ostatnie słowa, jakie do mnie powiedziałaś, bo ja nie zamierzam z nią rozmawiać. Nie będę przejmował się tym, czy ci się to podoba, czy też nie. Nienawidzę jej, ona jest denerwująca.
- Co powinna dla ciebie zrobić?! - wrzasnęła Alice.
Czułam się trochę winna. Prawdopodobnie zapomniała, że poszłam spać. Edward nic nie mówił przez chwilę.
- To nie twój interes!
- Edward! - powiedziała zdenerwowana. Usłyszałam, jak drzwi zamykają się, a potem była już tylko cisza.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez xxpaolaxx dnia Śro 20:49, 27 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
insomnia
PostWysłany: Śro 20:48, 27 Maj 2009 
Moderator

Dołączył: 17 Maj 2009
Posty: 1427
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Kraina Nigdzie


mTwil napisał:
wliczając w to Victoria Street. Kiedy powiedziałam Alice, że nie potrzebuję seksownej bielizny,


Nie wiem, jak jest w oryginale, ale Victoria's Secret to sklep z 'seksowną bielizną'.


Mnie się nie podoba. Nie mówię o tłumaczeniu, tylko o całym tekście. Widać, że mocno naciągany. Autorka na siłę stara się stworzyć momenty mające zaciekawić czytelnika (te wszystkie niedomówienie na końcu każdego rozdziały). Osobiście nie lubię takich prób zainteresowania czytelnika.
A co do tłumaczenia, to nie podoba mi się jego język. Ale ja po prostu dużo czytam, i wiem, jakiego języka powinno się używac przy pisaniu. Męczyłam się, czytając to. Postarajcie się urozmaicić to tłumaczenie od strony językowej, i będzie 10 razy lepiej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez insomnia dnia Śro 21:34, 27 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sophie
PostWysłany: Śro 21:51, 27 Maj 2009 
Nomad

Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/4


LUDZIE MOI KOCHANI. WEŹCIE SIĘ W GARŚĆ I ZACZNIJCIE PISAĆ KONSTRUKTYWNE KOMENTARZE. JEŻELI NIE WEŹMIECIE SOBIE TEGO DO SERCA I TEN TEMAT ZMIENI SIĘ W JEDEN WIELKI OFFTOP ZABLOKUJĘ GO.
AMEN.
[/quote]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
insomnia
PostWysłany: Śro 22:02, 27 Maj 2009 
Moderator

Dołączył: 17 Maj 2009
Posty: 1427
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Kraina Nigdzie


Alex napisał:
przepraszam bardzo ale czy wcześniejsze komentarze nie były na temat ?
może by tak czytać ze zrozumieniem ...
nie rozumiem w ogóle tego bulwersu o.O



Nie, chodziło o to, żebyś popisała się chociaż odrobina kreatywności i napisała jakis normalny komentarz, który zawierałby więcej niż sześć słów. Pisałam Ci o tym w PW, ale jak widac, to albo ich nie czytasz, albo to Ty nie potrafisz czytac ze zrozumieniem

EDIT:
od tej pory każdy komentarz, który jest niezwiązanyz tematem będzie kasowany. Przestańcie tu robić śmietnik.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez insomnia dnia Czw 9:43, 28 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mTwil
PostWysłany: Czw 21:10, 28 Maj 2009 
Nomad

Dołączył: 25 Maj 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4


Ok, mieliśmy małe zamieszanie, ale już jest w porządku. Cieszę się, że niektórym się podoba, a że nie wszystkim, to już nic na to nie poradzimy. Z tego co zauważyłam przeważa grupa na 'tak', a to jest najważniejsze.
Tak gwoli wyjaśnienia, bo widziałam pytanie: Cullenowie nie są razem. Są przyrodnim rodzeństwem, ale nie tworzą par.
I to na tyle. Proszę bardzo, kolejny rozdział:


beta: Anna_Rose


Rozdział piąty: Urodzinowa niespodzianka

Drogi pamiętniku, czwartek, 13 września
Jestem tu już miesiąc. Nic się za bardzo nie zmieniło, poza tym, że ja i Rosalie zostałyśmy przyjaciółkami.
Nadal wolałabym, żeby Alice powiedziała mi o swojej rodzinie przed moim przyjazdem. Nie jestem zadowolona ze sposobu w jakim traktują mnie Edward i Jasper, ale teraz już rozumiem dlaczego. Wcześniej nie wiedziałam i to mnie boli.
Edward i ja, do czasu naszego „zapoznania”, nie zamieniliśmy ze sobą choćby słowa. Jasper nadal jest trochę zimny w stosunku do mnie, ale już się do tego przyzwyczaiłam.
Emmett okazał się być bardzo opiekuńczy. Wczoraj, kiedy narzucał mi się pewien chłopak, poszedł za nami. Tamten koleś nie wiedział, że znam Emmetta, więc był śmiertelnie przerażony, kiedy ten mu zagroził, że pozbawi go przytomności. Pękaliśmy ze śmiechu, kiedy uciekał tak szybko, jak tylko mógł.
Dzisiaj mam urodziny. Jest siódma rano i czekam, żeby zacząć szykować się do szkoły.
Nikomu nie powiedziałam o urodzinach. Nie chciałam, żeby wiedzieli. Alice, Carlisle i Esme pewnie chętnie zorganizowaliby przyjęcie, ale ja nie.
Edward nadal mnie lekceważy, więc ja robię to samo. Każdego wieczora, podczas obiadu, można wyczuć napięcie. To irytujące i zauważyłam, że inni czują się tak samo nieswojo.
Nie wiem, co się dzieje z Ed…
Zadzwonił dzwonek do drzwi, wyrywając mnie z natłoku myśli. Szybko zamknęłam pamiętnik i włożyłam go do szuflady.
Ziewnęłam i pomyślałam o dzisiejszym dniu. Miałam zamiar zachowywać się normalnie, żeby Alice nie mogła się domyślić, że coś się dzieje. Nie chciałam obchodzić urodzin. I tak prawdopodobnie byłoby nudno. Poza tym, pewnie tylko Rose i Alice chciałyby je świętować.
Usłyszałam, jak otwierają się drzwi, a zaraz po tym głośną rozmowę, wiec założyłam mój szlafrok i poszłam zobaczyć, co się dzieje. Esme i Carlisle byli pierwszymi, których zobaczyłam w drzwiach. Wszyscy inni Cullenowie, nawet Edward, zeszli na dół, aby dowiedzieć się, o co chodzi.
Stanęłam na schodach i milczałam. Uważnie słuchałam głosów i jęknęłam, kiedy jeden z nich wydał mi się bardzo znajomy.
- Czy jest tu Bella Swan?
Odwróciłam się, idąc prosto do mojej sypialni, ale i tak słyszałam rozmowę.
- Tak. Jeśli nie macie nic przeciwko, że zapytam, to kim jesteście? – powiedział podejrzliwe Carlisle. Szybko zanurkowałam pod mój koc, udając, że dalej śpię. Wiedziałam, co się wydarzy.
- Jesteśmy rodzicami Belli i przyjechaliśmy tu na jej urodziny! – krzyknęła Renee.
- W takim razie, wejdźcie – powiedziała Esme i ku mojemu zdziwieniu, nie sprawiała wrażenia, jakby o tym nie wiedziała. Słyszałam też Alice. Nie wydawało się, aby była szczęśliwa, ciężko stąpając na górę.
Westchnęłam i czekałam na jej wejście do mojego pokoju. Spodziewałam się ataku, ale nieoczekiwanie, się go nie doczekałam.
- Izabello Marie Swan! Dlaczego nie powiedziałaś mi, że masz dzisiaj urodziny? Są tu twoi rodzice! – powiedziała. Mogłam usłyszeć, że była podekscytowana. Udawałam, że dopiero się obudziłam.
- Uwielbiam urządzać przyjęcia urodzinowe! – przewróciłam oczami i nieśmiało się uśmiechnęłam.
- Więc, wiemy o tym, ale to nie ma znaczenia. Nadal możemy kupić ci prezent!
- Nie, nie, nie! Nie chce prezentów. To dlatego ci nie powiedziałam. Nienawidzę moich urodzin, nie lubię prezentów i nie lubię całej tej uwagi – powiedziałam szybko, chociaż wiedziałam, że i tak mnie zlekceważy.
- Jest tu Bella? – zapytał Charlie. O nie.
- To jej pokój – usłyszałam Edwarda, będącego nadal w swojej piżamie. Wszedł do środka, zaraz za moimi rodzicami. Moja mama wskoczyła na łóżko i objęła mnie. Czułam jakbym właśnie była duszona.
- Mamo! Mamo! Zabijesz mnie! – wyksztusiłam.
Zobaczyłam, że Edward szeroko się uśmiecha. Drań. Odwrócił się i, z tego co usłyszałam, poszedł do swojego pokoju. Po dźwiękach mogłam się domyślać, że ma zamiar wziąć prysznic.
Alice bardzo cicho wyszła z mojego pokoju, więc zostałam sama z rodzicami.
- Więc, jak się czujesz? Podoba ci się jak na razie? Poznałaś miłych ludzi? Co myślisz o Cullenach? Wyglądasz tak blado! Nie jesteś tu szczęśliwa? Nie cieszysz się, że przyjechaliśmy się z tobą zobaczyć? – moja mama natychmiast zaczęła zadawać pytania, nie dając mi czasu na odpowiedź.
- Poznałaś jakiś miłych chłopców?
- Mamo! – powiedziałam oburzona. Poczułam, że na moje policzki wstępował rumieniec i odwróciłam wzrok.
- Co? Wydaje mi się, ze Edward jest bardzo przystojny. Wygląda na to, ze oboje się lubicie – powiedziała sugestywnie. Zmarszczyłam brwi. Na litość boską, była tu dopiero od sekundy!
- Mamo, Edward i ja nie zamieniliśmy ze sobą słowa od pierwszego dnia, kiedy przyjechałam. Nie, że mi to przeszkadza – dodałam szybko, gdy zorientowałam się, co mówię. Nie chciałam, żeby myślała, że mi na tym zależy.
- Podoba ci się tu, Bella? – zapytał Charlie.
- Tak, tato. Razem z Alice i Rosalie jesteśmy przyjaciółkami. Carlisle i Esme są dla mnie bardzo mili i dobrze się mną opiekują. Nie martwcie się. Moje oceny też są dobre, jak zawsze. Teraz możecie już jechać do domu – powiedziałam, trochę jęcząc.
To ostatnie było żartem. Moja mama to zauważyła, ale tata chyba nie.
- Tato, żartowałam. Cieszę się, że tu jesteście.
- Dobrze. Zejdziemy na dół, a ty będziesz mogła przygotować się do szkoły – powiedziała Renee i wypchnęła Charliego z mojego pokoju.
Założyłam jeansy i ładną bluzkę, którą kupiłam kilka dni temu. Dziś nie mogłam pozwolić Alice na zniszczenie mojego stroju. To był mój dzień.
Chociaż powinnam wiedzieć, że to się nie wydarzy, ponieważ kiedy tylko wyszli moi rodzice, ta wpadła do mojego pokoju.
- Bella, ubiorę cię na dziś!
- Mogę przynajmniej wziąć prysznic? – odpowiedziałam, słysząc, że łazienka była znowu wolna. Zarumieniłam się, kiedy przyszła mi o głowy pewna myśl, ale odgoniłam ją tak szybko jak mogłam. Nie potrzebuję myśleć o pewnej niemiłej osobie… Zdławiłam chichot i chwyciłam ręcznik, który podała mi Alice.
Kiedy skończyłam brać prysznic, wysuszyłam włosy i poszłam do szafy. Widziałam, że Alice wybrała dla mnie ubrania, ale nie miałam zamiaru poddać się tak szybko.
- Wiesz, że nie masz szans w walce z Alice. Tak czy inaczej przegrasz – usłyszałam za sobą aksamitny głos.
- Edward! – prawie wrzasnęłam, obracając się dookoła. Chwyciłam ręcznik, podtrzymując go, chociaż był dość dokładnie zawiązany. Nie chciałam, aby miał jakąkolwiek szansę spaść, więc i tak go trzymałam. Poczułam jak na moje policzki zakradł się rumieniec i znowu nie mogłam powstrzymać natłoku moich myśli. To sprawiło tylko, że poczerwieniałam jeszcze bardziej.
- Tak? – Uśmiechnął się ironicznie, mrugając oczami.
- Wyjdź. Teraz. – Odpowiedziałam ze złością, nadal zaszokowana.
- Wow. Zły humor? – Znowu szeroko się uśmiechnął, a w jego oczach nadal przebłyskiwała złośliwość.
Warknęłam i rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. Odwrócił się, nadal uśmiechnięty, i cicho westchnął.
Poważnie?
Właśnie kończyłam się ubierać, kiedy weszła Alice.
- Co? – powiedziała, prawie na mnie wrzeszcząc.
- Nie ma mowy, dziewczyno. Nie założysz tego. Dziś są twoje urodziny, więc musisz wyglądać wspaniale. Ubierzesz to. Na szczęście przyszłam tu, żeby dać ci te buty… - Potrząsnęła głową, nie kończąc zdania.
Jeszcze raz spojrzałam na strój. Alice zaprezentowała czarne, obcisłe jeansy, które idealne pasowałyby do mojej krzywizny. Na górę miałam założyć czerwoną bluzkę, z dekoltem w literę V z rękawami sięgającymi za łokieć. Ponieważ było dziś dość ciepło, nie zmarzłabym. Ale nie miałam zamiaru tego założyć, szczególnie, kiedy zobaczyłam pewną fikuśną część garderoby, która groziła utratą życia, a którą Alice nazwała butami. Dobrze wiedziała o moich problemach z równowagą.
- Nie ma mowy, żebym to założyła, Alice. Zapomnij.
- Rose! – zawołała i wiedziałam, że i tak zostanę pokonana.

--

Pół godziny później byłam gotowa. Alice skończyła mój makijaż, sprawiając, że wyglądał on bardzo naturalnie. Byłam zaskoczona, ale podobało mi się to. Rose podniosła moje włosy, podkręcając je tak, że wszystkie zwisały wokół mojej twarzy i ramion. Wyglądałam ładnie, nawet się na to zgadzałam.
- Dlaczego nie powiedziałaś nam o tym, ze masz dziś urodziny? – zapytała Rosalie. Wzruszyłam ramionami i nie odpowiedziałam.
- Dobrze, teraz już wiemy, wiec zamierzam kupić ci dziś popołudniu prezent.
Gniewnie na nią spojrzałam.
- Mówisz jak Alice. Powiedziała to samo, a ja zamierzam udzielić ci identycznej odpowiedzi: Nie chcę żadnych prezentów.
Rosalie i Alice wymieniły spojrzenia, a ja popatrzyłam w lustro.
- Ludzie, proszę, uszanujcie moje życzenia.
- Dobrze, ale i tak muszę to powiedzieć: Wszystkiego najlepszego! – Uśmiechnęła się Rosalie. Ja za to nie, po prostu patrzyłam na nią. Alice zaśmiała się i odwróciła.
Poszłam za nimi na dół, próbując upolować trochę śniadania, przed wyjściem do szkoły. Musiałyśmy jeść szybko, bo byłyśmy już trochę spóźnione.
Dałam rodzicom po buziaku, ignorując ich miny, gdy zobaczyli mój strój.
W domu nigdy się tak nie ubierałam. Moje włosy zawsze wyglądały tak samo. Wcześniej nie lubiłam się czesać ani malować. Teraz wydawało się, jakbym była dla nich zupełnie inną dziewczyną. Z resztą, czułam się jak inna dziewczyna.
Zaśmiałam się, kiedy weszłam do mojego samochodu. Skoro Alice i Rosalie i tak miały kupić mi prezent, pomyślałam, że lepiej by było, gdybym pojechała sama.
Kiedy dojechałam do szkoły, nigdzie ich nie wiedziałam. Słysząc pierwszy dzwonek, po prostu poszłam pod salę.
Podszedł do mnie Mike Newton.
- Wszystkiego najlepszego, Bella – powiedział.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Mówiłam ci o tym? – zapytałam podejrzliwie. Już znałam odpowiedź, ale i tak jęknęłam, kiedy Mike powiedział:
- Wiem od Alice. Powiedziała też Angeli i całej reszcie.
- Świetnie – wymamrotałam. Ten dzień może okazać się koszmarem.
W domu tylko moja rodzina wiedziała, kiedy mam urodziny. Chciałam, żeby tak właśnie było, ale najwyraźniej Alice się z tym nie zgadzała.
Westchnęłam i poszłam na matematykę. Zobaczyłam, ze Edwarda jeszcze tam nie było.
Usiadłam, ale on wcale się nie pojawił.
Reszta dnia nie była taka zła, kilka ludzi powiedziało mi: „Wszystkiego najlepszego”, ale ignorowałam to.
Tak jest dobrze, myślałam. Wydawało mi się, że ten dzień nie był taki zły.
Ale kiedy wróciłam do domu…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 2
Idź do strony 1, 2  Następny
Forum www.teamtwilight.fora.pl Strona Główna  ~  FF, czyli radosna twórczość własna

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach