Forum www.teamtwilight.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<    FF, czyli radosna twórczość własna   ~   Miłość, nienawiść i przyjaźń [T] R6 (30.05)
xxpaolaxx
PostWysłany: Sob 18:44, 30 Maj 2009 
Nomad

Dołączył: 20 Maj 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4


Nareszcie długo wyczekiwany nowy rozdział.
Beta: Ann_Rose dziękuję i przepraszam :*

Rozdział 6: Niespodzianka urodzinowa 2

Wchodziłam właśnie przez drzwi, kiedy moje usta rozszerzyły się w zdumieniu.
Dom był cały udekorowany balonami i serpentynami. Gdzie bym nie spojrzała, było coś na czym pisało "wszystkiego najlepszego". Wyglądało to tak, jakby miało się odbyć przyjęcie dla małego dziecka, z wyjątkiem balonów na których pisało "siedemnaście". Warknęłam. To nie powinno się zdarzyć. Specjalnie wcześniej zażądałam, aby niczego nie robić na moje urodziny. Nie chciałam ich świętować. Renee zauważyła mnie, przechodząc cicho przez salon. Szybko zatrzymała się i przytuliła mnie.
- Zmiażdżysz mnie - rzuciłam wściekła, ale nie byłam pewna czy mnie usłyszała. Nie puściła mnie, więc wiedziałam, że nie usłyszała lub po prostu zignorowała mnie.
- Cześć kochanie! Tęskniłam za Tobą! - powiedziała. Westchnęłam, odchodząc od niej. Spojrzała bolącym wzrokiem na to. Popatrzyłam na nią sceptycznie.
- Mamo, widziałaś mnie dziś rano, więc nie mogłaś się stęsknić.
- Bello, kochanie, odpocznij i ciesz się urodzinami. Pamiętam, że kiedy ma się siedemnaście lat... - zatraciła się w wspomnieniach.
- Nie ma nic specjalnego w byciu siedemnastolatkiem - narzekałam. Kiedy oni zaczną mnie słuchać?
- Bella! Jesteś w domu! - krzyczała szczęśliwa Alice, a ja mruknęłam wewnętrznie. Oczywiście, Alice.
To wszystko wyjaśniało, dlaczego razem z Rose zniknęły na dwie ostatnie godziny. Naprawdę życzyłam sobie, aby tego nie było. Nie chciałam, by wszystko było na nic. Nie planowałam nic na moje urodziny, a oni nie wiedzą jakie życie mi się podoba.
- Chodźmy do kuchni - oznajmiła Renee. Spojrzałam na nią, aby wyglądało najgroźniej jak to było możliwe. To oczywiście nie zadziałało bo tylko się uśmiechnęła. Chwyciła moją rękę i pociągnęła za sobą do kuchni.
- Chłopaki! Wiecie, że nienawidzę swoich urodzin! Czemu mi to robicie? - próbowałam jęczeć, ale skutecznie ignorowali mnie. Nic nie pomogło, więc mogłam zrobić tylko jedno: usiąść i jakoś to znieść. Moja mama została wykorzystana do działań i prawdopodobnie współpracowała z Alice. Warknęłam, kiedy wchodziliśmy do kuchni. Wszyscy czekali na mnie, nawet Edward. Krzyknęli "niespodzianka!", kiedy tylko przekroczyłam próg. Czy można czuć się jeszcze gorzej? Oczywiście odpowiedź brzmi "tak". Następnie zobaczyłam tort. To w ogóle nie powinno się zdarzyć! Miał on dwie warstwy, ozdobiony był różowym marcepanem jak i czerwonym. Na samej górze było napisane "Wszystkiego najlepszego, Bello", bitą śmietaną. Był to najwspanialszy tort, jaki kiedykolwiek widziałam. Nie mogłam pomóc, ale podobał mi się, i to bardzo.
- Kto to zrobił? – wyksztusiłam, patrząc na każdego z osobna.
- Edward - odpowiedziała po prostu Esme.
- Ha! Jasne! Nie wierzę, że Edward zrobiłby coś takiego dla mnie - mruknęłam zbyt cicho, aby ktokolwiek mnie usłyszał.
- Nie wierzę w to - powiedziałam głośno. Zaśmiałam się sarkastycznie. Jak niby mógł zrobić coś takiego dla mnie? To było coś, czego moja głowa nie mogła pojąć. Edward wywrócił oczami, ale unikał mojego wzroku. Popatrzyłam gniewnie na niego, ale zignorował to. Westchnęłam.
- Nie wiesz, że Edward potrafi gotować? - zapytał Carlisle, chichocząc.
- Nie. Nie powiedział mi tego – rzekłam, potrząsając głową. Edward spojrzał na mnie z gniewem, ale zignorowałam to. On również nadal mnie ignorował po tym wszystkim.
- Zacznijmy jeść! - powiedział Emmett. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- Tak, to był jedyny powód Emmetta, aby tutaj przyszedł, co? - zapytała Alice żartując. Uuu, to bolało. Zorientowała się po chwili, bo spojrzała winnym wzrokiem.
Wiedziałam, że był to żart, ale przypuszczałam, że w połowie prawda. Emmett ochraniał mnie, ale tylko to. Nie było tak jakbyśmy byli przyjaciółmi. W rzeczywistości moimi jedynymi przyjaciółmi tutaj były Alice z Rosalie. Zauważyłam, że w oczach zaczynają mi się zbierać łzy, więc uśmiechnęłam się słabo.
- Jest dobrze, Emmett. Jesteś zawsze głodnym chłopakiem - powiedziałam śmiejąc się, ale nawet ja mogłam zauważyć, że ten śmiech był wymuszony. Jedliśmy tort i śmialiśmy się z żartów Emmetta, Carlisla i Alice. Następnie Alice nagle wstała, sprawiając tym, że wszyscy w zaskoczeniu na nią spojrzeliśmy. Wszyscy rozluźnili się, a ja spięłam się bardziej. Nie było dobrze.
- Bello, wszystkiego najlepszego - powiedziała. Następnie odwróciła się trzymając małe pudełeczko.
- Nie miałam wystarczająco czasu, aby ładnie ozdobić. - Usprawiedliwiała się, kiedy zobaczyłam, że to pudełko było na biżuterię. Warknęłam. Była to ostatnia rzecz, jaką chciałabym dostać. Nie chciałam dostać jakichkolwiek prezentów, ale drogie były jeszcze gorsze.
- Alice, przecież wiesz, że nie chcę żadnych prezentów - powiedziałam.
- Tak wiem, ale wiem również, że zaakceptujesz wszystko, ponieważ mnie znasz - westchnęłam. Udało się jej. Nie zaprzeczę temu. Podała mi pudełko i uśmiechnęła się.
Otworzyłam je, a mój oddech zatrzymał się, widząc co to jest. Pudełko zawierało śliczną, srebrną bransoletkę, na której było napisane "Bella". To było coś, co zawsze chciałam sobie kupić, ale zapominałam o tym.
- Alice! - westchnęłam całkiem onieśmielona. Skąd ona o tym wiedziała?
- Wiem - uśmiechnęła się.
Skoro Alice dała ci prezent, to ja mogę zrobić to samo - powiedziała Rosalie, szeroko się uśmiechając.
- Rose! - powiedziałam, ale ona śmiejąc się dała mi pudełko tak jak Alice tylko to było troszkę większe.
- Nie miałam czasu, aby ładnie je owinąć - powiedziała z uśmiechem. Alice się roześmiała.
Otworzyłam pudełko i ujrzałam parę kolczyków. Były oczywiście srebrne z szafirami w środku. Były dla mnie idealne, a ja po raz drugi oniemiałam.
- Wow! - powiedziałam, nie wiedząc co w ogóle mam powiedzieć. Rose tylko się roześmiała.
- Dziękuję ci, wam - powiedziałam i obie je przytuliłam. Odwzajemniły mój uścisk i powiedziały, że tak jest okej.
- My mamy dla ciebie wspólny prezent - powiedział Jasper pokazując na Emmetta, siebie i .... Edwarda.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie spodziewałam się, że kupią mi prezent, a w dodatku angażując do tego Edwarda. Nie wtedy, wiedząc, w jakich jesteśmy stosunkach. Co się dzieje? Emmett przekazał mi pudełko, nie było ono zawinięte. Było on tego samego jubilera i to właśnie przestraszyło mnie na moment. Co mogło w nim być? Pierścionek?
- Nic nie mów. Nie mieliście wystarczająco czasu, aby ładnie je owinąć - powiedziałam, próbując rozchmurzyć się. Nie mogłam nic zrobić, byłam nerwowa.
Wszyscy zaczęli się śmiać, a Jasper przemówił.
- Właśnie zamierzałem to powiedzieć - uśmiechnęłam się do niego i odczekałam chwilkę.
- Otwórz - cicho powiedział Edward aksamitnym głosem.
Po otwarci pudełka westchnęłam. Nie mogłam oddychać. Nie mogłam mówić. To było to, co zawsze chciałam. Spojrzałam na mamę, a ona szeroko się uśmiechnęła mając łzy w oczach. Pudełko zawierało srebrny medalik. Zawsze chciałam mieć taki. Jedyną osobą, która o tym wiedziała, była moja mama. Wiedziałam więc, że miała coś z tym wspólnego. Poczułam, że łzy wzbierają się w moich oczach i szybko je otarłam.
- Oh, chłopaki. Ona przez was płacze. Naprawdę musisz o to zadbać - Rosalie wymruczała, a ja zaśmiałam się drżącym głosem.
- Dziękuję, chłopaki - wyszeptałam, a z mojego gardła nie mogło wydostać się nic więcej.
- Rozmawialiśmy z twoją matką - wyjaśnił Jasper. Przytuliłam Emmetta, który zamknął mnie w swym uścisku. Wyszeptał mi do ucha:
- To nie był mój pomysł. Edward to zorganizował.
Puściłam go. Byłam całkowicie zaskoczona. Edward to zaplanował? Przytuliłam Jaspera mówiąc mu, że jest wielki. On natomiast również powiedział, że to nie był jego pomysł, ale uśmiechnęłam się do niego. Nie przytuliłam natomiast Edwarda. Stanęłam przed nim po prostu na niego patrząc.
- Dziękuję ci - powiedziałam. Nie drgnął. Nie było widać po nim żadnych emocji. Nie spojrzał na mnie, a ja przygryzłam wargi, aby nie pozwolić łzą spłynąć po moich policzkach.
- To przyjęcie urodzinowe jest od wszystkich tu zgromadzonych - powiedział Carlisle.
- Naprawdę, dziękuję. Myślę, że powinnam rozpocząć zabawę - powiedziałam wymuszając uśmiech. Kiedy spojrzałam na Alice uśmiechała się do mnie, Rosalie również była szczęśliwa. Czułam ciepło wewnątrz mnie. Cieszyłam się z prezentów.
- My również mamy dla ciebie prezent, ale musisz na niego poczekać, aż wrócisz do domu - powiedziała Renee, a Charlie się uśmiechnął.
- Ale to jest dopiero za pięć miesięcy! - rzekłam do nich.
- Myślałem, że nie chcesz żadnych prezentów - odezwał się Charlie. Zaczerwieniłam się, a wszyscy zaczęli się śmiać.

**************

Tego wieczoru poszłam do łóżka wcześnie. Przyjęcie szybko zleciało. Oczywiście wyczerpało mnie ono doszczętnie. Ubrana w piżamę, chciałam szybko wyjść na korytarz i dostać się do łazienki. Zamroziło mnie kiedy zobaczyłam, że Edward wychodzi po schodach. On nie mógł mnie takiej zobaczyć, a ja nie mogłam zobaczyć jego wspaniałego…
Odcięłam moje myśli, nie chcąc tam iść. Nie mogłam myśleć o takich rzeczach. Miałam dwa wybory: spojrzeć mu w twarz albo nie. On kiedy mnie zobaczył, zamarł. Unikał kontaktu wzrokowego ze mną jakby w ogóle nie patrzył na mnie przez sekundę. Wygląda na to, że rozwiązanie zostało wybrane.
- Dlaczego to zorganizowałeś? - zapytałam go w końcu po staniu i nic nie mówieniu przez kilka minut.
Wzruszył ramionami nie patrząc na mnie.
- Carlisle i Esme chcieli - powiedział. Oczywiście. Jakie to było proste. Jak mogłam nawet myśleć, że to on stał za tym?
- Okej - powiedziałam i udałam się do łazienki, aby umyć zęby. Chciałam dostać się do łóżka najszybciej jak to było tylko możliwe, aby ten dzień dobiegł końca. Roztargniona dotknęłam medalika i uśmiechnęłam się lekko. Zdecydowanie był to najlepszy prezent jaki do tej pory dostałam. Gdy otworzyłam ponownie drzwi usłyszałam kroki dwóch osób wchodzących po schodach.
Kłócili się.
Moi rodzice.
Nie mogli mnie zobaczyć, ale ja mogłam usłyszeć ich rozmowę.
- Powiedziałeś, że to dobry pomysł, aby tutaj przyjechać, więc wzięłam dzień wolny w pracy. Zrobiłam to dla ciebie, a teraz nie możesz przestać narzekać. Czy kiedykolwiek mogę zrobić dla ciebie wszystko? - krzyknął Charlie. Słychać było w jego głosie, że go to boli. Chciałam go przytulić lecz wiedziałam, że lepiej zrobię, jak tu zostanę. Nie chciałam, aby wiedzieli, że usłyszałam każde ich słowo. Byłoby to kłopotliwe w tej sytuacji i nie byłam gotowa, aby wyjść z ukrycia.
- Czy to źle, że tęsknię za moim małym dzieckiem? - powiedziała Renee.
Skrzywiłam się z bólu.
- NIE jestem twoim małym dzieckiem - chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Usłyszałam, że za mną ktoś się cicho śmieje.
- Edward! Przestań podsłuchiwać! - syknęłam, ale na twarzy poczułam rumieńce. Robiłam to zawsze, kiedy nie chciałam. Jego drzwi uchyliły się lekko.
- Przepraszam, próbowałem. Malutkie dziecko... - trzymał się za brzuch, kiedy to mówił i śmiał się po cichu. Dałam mu ostrzeżenie patrząc gniewnie, ale na to on tylko głośniej się roześmiał. Syknęłam, kiedy znów powrócili do swojej rozmowy. Chciałam zaszyć się gdzieś w kącie, zatkać uszy, aby nie musieć tego słuchać. Czułam, jak łzy zbierają się w moich oczach. Chciałam uciec z domu, a teraz muszę zmagać się z tym ponownie.
- Nie, ja również tęsknię za Bellą. Ale ona nie jest twoim małym dzieckiem. Widziałaś ją rano. Wyglądała piękniej niż kiedykolwiek. Ten projekt jest dla niej dobry i dobrze wiem o tym. Wiem, że ty również możesz to dostrzeć, Renee. Ponieważ tutaj jesteśmy to cieszmy się z obecności Belli - powiedział Charlie.
- Ale... - moja mama próbowała coś powiedzieć, lecz Charlie jej przerwał.
- Nie ma "ale". Dobrze wiesz, że mam rację. Teraz wejdźmy do środka - usłyszałam jak otwiera drzwi. Nie chcę, aby któryś z Cullenów widział w jakim jesteś stanie - kontynuował, ale wtedy zamknął drzwi i nie mogłam nic więcej usłyszeć. Westchnęłam, czując ulgę. Nie byłam gotowa na to wszystko i poczułam, że się rumienię kiedy zobaczyłam, że Edward jest jeszcze ze mną. Obróciłam się, aby zobaczyć jak wygląda.
Zadziwiające. Spojrzał na mnie śmiertelnie poważnie, a jednocześnie trochę zmartwiony. Jego oczy były czarne jak w kopalni, a ja lekko dyszałam. Starałam się skoncentrować na swoim oddechu, ale moje serce gnało jak szalone.
- Oni często się tak kłócą? - zapytał. Spojrzał prosto na mnie, w połączeniu z jego relaksującym, miękkim głosem całkowicie mnie oślepił. Zajęło mi to chwilę zanim znalazłam swój głos.
- Codziennie - szepnęłam i nie byłam w stanie powstrzymać bólu w swojej wypowiedzi.
- To było powodem dlaczego podpisałam zgodę na ten projekt. Nie dlatego, że chciałam się dobrze zabawić czy coś - dodałam bez zastanowienia. Coś zmieniło się w jego wypowiedzi. Widziałam, że się martwi.
Jego piękne zielone oczy unieruchamiały mnie, sprawiając, że nie mogłam odwrócić wzroku.
Byłam zachwycona wiedząc o tym. Jedyną myślą, która było w mojej głowie to, aby nie zrobić czegoś głupiego. I zrobiłam. Odwróciłam się i przerwałam ten piękny moment.

******

To była pierwsza noc, kiedy śniłam o Edwardzie. Uciekał przede mną. Chciał zawrócić. Nasze spojrzenia często się spotykały. Nieważne jak bardzo próbowałam biec, próbując złapać go. Ale odległość między nami nie zmniejszała się ani o centymetr.
Obudziłam się kiedy on odwrócił się wolno. Jęknęłam nieco. Moje sny już odzwierciedlają, to co dzieje się w rzeczywistości? Czy one mają mi przekazać to co będzie w przyszłości?


Prosimy o komentowanie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Frantic Bella
PostWysłany: Nie 14:12, 07 Cze 2009 
Nomad

Dołączył: 18 Maj 2009
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Piechowice


Świetne opowiadanie Wink!

możesz rozwinąć swoją wypowiedź? Sophie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sonkaxd
PostWysłany: Sob 21:45, 15 Sie 2009 
Cullen

Dołączył: 02 Lip 2009
Posty: 2124
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: z domu Jackson'a.


A mi się strasznie podoba to opowiadanie.
Fajnie wymyśliłaś o tych 6-miesiącach mieszkania
u Alice. Fantastyczne. Naprawdę.
Tylko mogłabyś trochę nie przesadzać z tymi zakończeniami.
Nie podoba mi się że kończysz je pytaniami albo zdaniami bez sensu.
I rodział mogłybybyć trochę krótsze bo później tekst się trochę zlewa z innymi. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
malfojka
PostWysłany: Sob 13:51, 26 Wrz 2009 
Gość





Spoko opowiadanko Wink A najfajniejsze jest to, że Cullenowie są ludźmi i nie są ze sobąSmile
Z niecierpliwym biciem serca czekam na kolejne rozdziały xD
Powrót do góry
doti88
PostWysłany: Nie 20:51, 02 Lut 2014 
Nomad

Dołączył: 02 Lut 2014
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4


hhmmm bardzo mi sie podoba to opowiadanie chociasz mogła bys rozwinac bardziej wątek belli i edwarda czy bedzie tam tez jackob niektóre watki sa natomiast takie słodkie ze asz mdłe a bella wydaje sie tak skulona owca spełniajaca karzda zachcianke alis i ros ale tak pozatym to bardzo dobrze sie czyta czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwiością powodzenia i pozdrawiam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 2 z 2
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Forum www.teamtwilight.fora.pl Strona Główna  ~  FF, czyli radosna twórczość własna

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach