Forum www.teamtwilight.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<    FF, czyli radosna twórczość własna   ~   Rose i inni Cullenowie [NZ]

Mam pisać dalej?
Tak.
100%
 100%  [ 7 ]
Nie.
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 7

Aliss
PostWysłany: Pon 12:50, 06 Lip 2009 
Nomad

Dołączył: 30 Maj 2009
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Forks


Rozdział I „Nie zaczynaj znowu tej swojej gatki szmatki, Rosalie”

- P r o l o g

(z perspektywy Rosalie)

Wszystko się we mnie zagotowało. Dlaczego on może mnie bezpodstawnie obrażać? Co ja mu takiego zrobiłam?
- Mam tego wszystkiego dosyć! Ty mnie nawet nie starasz się zrozumieć! – krzyknęłam podczas kolejnej kłótni z Edwardem.
- Nie zaczynaj znowu tej swojej gatki szmatki, Rosalie – pouczył mnie Edward tym swoim znudzonym tonem głosu.
Strasznie mnie to zdenerwowało. Miałam ochotę wykrzyczeć mu wszystko co czuję, ale za pewne sam wyczytał to sobie w moich myślach.
Myśli, że skoro umie czytać innym w myślach to wie o nich wszystko. I tutaj się myli. On nie ma nawet pojęcia co czuję.
- Po prostu denerwuje mnie to, że nie traktujesz mnie poważnie – warknęłam. – Myślisz, że wszystko o mnie wiesz jednak tak naprawdę to mnie nie znasz, a oceniasz – dodałam.
- Ja wcale Cię nie oceniam, Rose. Ty wszystko wyolbrzymiasz. Mogłabyś już przestać – rzucił ironicznie.
- A ty jak zwykle zgrywasz świętego, Edward. Mam już tego serdecznie dosyć! – zaczęłam. - Od samego początku traktujesz mnie jak najgorszego wroga. Staram się z tobą dogadać, ale ty docinasz mi na każdym kroku – mówiłam dalej. – Zastanów się nad sobą, bo jak na razie to celem twoich bezpodstawnych obrażeń jestem ja – dokończyłam.
Edward nic nie powiedział, a ja ze łzami w oczach wybiegłam z domu. Biegłam prosto przed siebie. Nie zważałam za bardzo na drogę którą podążałam...
Sądzę, że już dosyć się wycierpiałam. Zostałam wystawiona na śmierć przez własnego byłego narzeczonego i bez swojej zgody przemieniona w wampira.
Co prawda zemściłam się na nim i na jego koleżków za to co mi zrobili, ale to i tak nie wynagradza tego, co oni wyrządzili innym ludziom.
Przemienił mnie blondyn o imieniu Carlisle który jest zarówno lekarzem jak i głową naszej rodziny. On jak i jego żona – ciemnowłosa i troskliwa Esme w pełni mnie zaakceptowali i pokochali jak własną córkę.
Problemem jest Edward. Jest to miedzianowłosy (zwykle w kłótniach nazywam go rudym) chłopak, który został przemieniony przez tę samą osobę co ja w czasie epidemii panującej w szpitalu.
Dla Esme i jej męża pełni on funkcję syna, a dla mnie powinien być bratem, ale niestety nasze relacje nie są zbytnio przyjazne.
Owszem, bywa tak, że wspieramy się wzajemnie, ale to tylko w sytuacjach, gdy żadne z nas nie ma już siły na dalszą kłótnie.
Ostatnio jednak Edward w ogóle nie daje za wygraną. Ciągle się mnie o coś czepia. Zazwyczaj o to, iż jego zdaniem jestem za próżna, albo o to, że niby zbyt bardzo zapatrzona w siebie...
Można ma po części rację, ale nie w aż w takim zaawansowanym stopniu jak mu się wydaje.
Od kąt pamiętam chłopacy zawsze zwracali na mnie uwagę. Interesowali się mną, gdyż los obdarzył mnie ogromną urodą. Po przemianie stałam się jeszcze piękniejsza. Teraz śmiało mogę powiedzieć, że jestem najpiękniejszą dziewczyną na świecie.
Usiadłam i zamyśliłam się rozmyśleniach, kiedy usłyszałam głośny krzyk dobiegający z niedaleka stąd.
Zaczęłam biec w tamtą stronę i szybko wyczułam, że to człowiek. Rozejrzałam się wokół i wtedy właśnie go ujrzałam.
Na polance leżał dosyć mocno umięśniony mężczyzna (to tylko dodawało mu uroku) z czarnymi włosami i ciemnymi oczami. Muszę przyznać, że jest bardzo przystojny i ma w sobie to „coś” co mnie do niego w pewien sposób przyciąga.
Dobrze wiem, że mam bardzo dobrze rozwiniętą samo kontrole jak na wampira, ponieważ nigdy nie piłam ludzkiej krwi, więc zdecydowałam się niewiele (praktycznie w ogóle) nie myśląc wziąć go na ręce i zanieść do domu.
Niosłam go tak przez sto mil do domu, bo dopiero po pewnym czasie zorientowałam się jak daleko odeszłam od domu w las.
Już na schodach zauważyłam, że Carlisle przygląda mi się z niepokojem.
- Rosalie, co ty robisz? – zapytał lekko zdenerwowany. – Właśnie przyprowadziłaś człowieka do domu w którym mieszkają wampiry.
Przewróciłam oczami. Przecież doskonale wiem, gdzie i dlaczego go przyniosłam.
- Chcę żebyś mu pomógł. Postaraj się go wyleczyć jako lekarz – poprosiłam pewnym siebie tonem, gdyż jestem pewna, że Carlisle będzie gotowy mu pomóc tak bardzo jak tylko będzie mógł.
- Rose... Jak sama widzisz został mocno poturbowany przez niedźwiedzia. Wątpię, żeby były jakieś szansę na ocalenie tego chłopaka – wyznał Carlisle przejmując ode mnie poszkodowanego.
- Cóż, jeśli medycyna nic nie zdziała, to proszę Cię żebyś go przemienił w wampira, Carlisle – poprosiłam tym razem zmieniając barwę głosu na wręcz błagalną.
- Myślałam, że nie popierasz zamieniania ludzi w wampiry, Rosalie – wtrąciła Esme kładąc mi rękę w celu uspokojenia na ramieniu.
- Owszem, pomimo niechęci jaką żywię do naszej wampirzej rasy chcę żeby on stał się jednym z nas, Esme – skomentowałam wypowiedziane przez kobietę stwierdzenie.
- W takim razie zrobię wszystko co w mojej mocy aby spełnić twoją prośbę, Rosalie – przystał w końcu na moją prośbę Carlisle.
Poczułam silny napływ radości, a w oczach pojawiły mi się iskierki szczęścia. Rzuciłam się na szyję najpierw mężowi Esme, a potem jej samej.
- Idę się nim zająć. Bądź cierpliwa – pouczył mnie łagodnym tonem Carlisle i żegnając mnie i swoją żonę odprowadził nas uśmiechem do salonu, a sam udał się na górę by spełnić moją prośbę.
Usiadłam na fotelu i zaczęłam się strasznie denerwować. Wtedy zauważyłam, że do salonu wszedł Edward.
Usiadł na fotelu naprzeciwko mnie. Znaczy to, że chce ze mną porozmawiać. Mi jednak jeszcze nie minęło. On zawsze sprawia mi potworny ból swoimi słowami, a potem myśli, że wynagrodzi mi wszystko jedną rozmową i sprawa już będzie wyjaśniona.
On oczywiście wszystko co przed chwilą przeczytaliście przeczytał w moich myślach, ale teraz nie ma do dla mnie żadnego znaczenia. Normalnie strasznie denerwuje mnie to, że ma wgląd w moje myśli.
- Rose, chyba musimy porozmawiać – zaczął Edward swoją przemowę, ale tym razem nie pozwoliłam mu niczego wyjaśniać.
- Nie, Edwardzie. Nie teraz. Wrócimy jeszcze do tego tematu, ale póki co nie mam ochoty z tobą rozmawiać – powiedziałam chłodno i nie obdarzając go zbyt przyjemnym spojrzeniem po czym wyszłam z salonu i udałam się do swojego pokoju.

Rozdział II "Trafiłem do jakiejś szalonej rodziny wampirów, mam szkarłatne oczy i zero prywatności."

(z perspektywy Emmetta)

Kiedy się obudziłem, leżałem w jakimś łóżku. Zacząłem się zastanawiać jak do tego doszło. W końcu wspomnienia powoli zaczęły przypominać logiczny ciąg.
Pamiętam, że byłem w lesie i zaatakował mnie niedźwiedź. Właśnie w tym momencie wszystkie fakty urywają się...
Dopiero teraz zorientowałem się, że w pokoju jest jeszcze jedna kobieta i jakiś chłopak.
- Witaj, jestem Esme – przywitała mnie piękna, ciemnowłosa kobieta wesoło się uśmiechając. – To jest Edward – przedstawiła także miedzianowłosego chłopaka.
- Jestem Emmett. Co ja tutaj tak właściwie robię? – zapytałem zdziwiony rozglądając się dookoła.
- Sądzę, że najlepiej wszystko wyjaśni Ci Carlisle – oznajmiła Esme po czym do pokoju wszedł wysoki blondyn.
Po chwili pocałował Esme więc domyśliłem się, że są razem. Usiadł na fotelu koło mojego łóżka, a Esme i Edward usiedli na kanapie.

- Witam naszego gościa – powitał mnie Carlisle. – Na prawdę miło nam cię poznać. Jak się czujesz? – zapytał.
- Muszę przyznać, że dobrze... – zacząłem. - Ej, przecież to nie realne. O mało nie zabił mnie niedźwiedź. W ogóle nie powinienem teraz żyć... – znowu się zawahałem.
- Bo nie żyjesz – mruknął pod nosem Edward.
- Edward! Trzeba mu to wszystko wytłumaczyć, a nie mówić mu takie rzeczy! Przecież chłopak może się załamać – Esme skarciła syna.
- Spokojnie, aż taki delikatny to ja nie jestem – wypaliłem spoglądając na moje mięśnie które tak jakby hm... powiększyły się. To na pewno kwestia treningów.
- No dobrze. Skoro nie chcecie mi niczego wyjaśniać, to zostało mi tylko jedno. Dziękuje wam za ocalenie mi życia, które zdaniem Edwarda straciłem.
- Nie idź. Wytłumaczę ci wszystko. My jesteśmy... wampirami – wyznał Edward wyręczając przy tym swoich rodziców.
Bardzo zdziwili się, kiedy wybuchnąłem śmiechem. Czy oni mają mnie za chorego psychicznie? Mam wierzyć w bajki o wampirach?
- Bądźcie sobie wampirami czy też innymi postaciami z legend, a ja na pożegnanie dziękuje wam za ratunek i opiekę.
- Mówiąc „my”, Edward miał na myśli też Ciebie, Emmett – stwierdziła głosem przepełnionym troską Esme.
Spojrzałem na nich jak na wariatów, ale zdecydowałem się posłuchać tego co mają mi do powiedzenia. Może ta bajka okaże się śmieszna...
Jednak po chwili słuchania opowiadań o istocie którą się stałem ochota na śmiech mi przeszła.
Widząc moją zmianę nastroju Esme podała mi lusterko. No nie no, teraz to już całkowicie się wkurzyłem. Czy oni myślą, że ja nie wiem jak wyglądam?
Myśląc tak, najwyraźniej mają rację.
Po przemianie którą zdaniem tej pokręconej rodzinki przeszedłem stałem się jeszcze piękniejszy.
Moje mięśnie stały się bardziej podkreślone, a cera nieskazitelna i blada. Na widok moich oczu przeraziłem się. Są takie... szkarłatne. No moment. Dlaczego oni takich okropnych oczu nie mają? To nie fair. Najbardziej zdziwiło mnie to, że wampiry są nieśmiertelne i na zawsze mają tyle lat ile mieli w momencie przemiany.
- Spokojnie Emmett, te oczy to stan tymczasowy. Minie trochę czasu i staną się takie jak nasze – wyjaśnił Edward.
- A ty skąd wiesz o czym ja myślałem? – zapytałem.
- Czytam w myślach.
Wspaniale. Trafiłem do jakiejś szalonej rodziny wampirów, mam szkarłatne oczy i zero prywatności.
- Rozumiem już czym jestem, ale nadal nie wiem jak się tutaj dostałem – zauważyłem czekając na wyjaśnienia.
- To sprawka Rosalie – odpowiedział Carlisle, a z tonu jego głosu wyczułem coś w rodzaju... zaniepokojenia.
- Kogo? – dopytywałem się, gdyż nie wiedziałem do tej pory, iż w domu mieszka jeszcze jedna wampirzyca.
- Rosalie. To ona Ciebie znalazła i tutaj przyniosła – wyjaśniła Esme nadal łagodnie się uśmiechając.
- Gdzie ona jest? – zapytałem zdziwiony, że nie chce poznać osoby którą uratowała od śmierci.
- U siebie w pokoju – odparł ponuro Edward.
- Czy moglibyście ją zawołać? – zapytałem. – Chciałbym jej podziękować, bo jakby nie było uratowała mi życie – wyjaśniłem pośpiesznie.
- Oczywiście. Idź ją zawołaj, Edwardzie – zwróciła się do chłopaka Esme. – Już czas żebyście porozmawiali – dodała widząc minę syna.
Edward prychnął, ale posłusznie wyszedł z pokoju i za pewne udał się po Rosalie. Na pewno musiał już wcześniej wiedzieć, że Esme poprosi go o rozmowę z nią.
- Idę do szpitala. Mam dzisiaj zmianę – powiedział Carlisle obdarzając przy tym mnie pogodnym uśmiechem, a Esme przelotnie pocałował na pożegnanie.
- Pracujesz w szpitalu? – zwróciłem się do mężczyzny z niekrytym zdziwieniem.
- Owszem – odpowiedział.
- Jak wampir może pracować w szpitalu przepełnionym ludźmi i w dodatku mieć kontrakt z ludzką krwią? – dopytywałem się.
- Kwestia czasu i siły woli – odparł i wyszedł.
Postanowiłem zadać kilka pytań Esme, ponieważ wydaje się być ona bardzo troskliwa i wyrozumiała. Więc pewnie mnie zrozumie.
- Esme, a dlaczego Rosalie nie przyszła tutaj razem z wami? – zapytałem przerywając chwilowo panujące milczenie.
- Rose zadręcza się myślą, że będziesz miał o niej żal o to, iż przyniosła cię tutaj, i że to przez nią stałeś się tym czym jesteś – wyjaśniła spokojnie kobieta, ale głos jakim mówiła lekko jej drżał.
- Niby czemu miałbym mieć do niej o to żal? – postawiłem pytanie retoryczne. – Uratowała mi życie. Chcę jej... podziękować – dodałem.
- Rosalie postrzega to trochę inaczej – zaczęła Esme. – Z nas wszystkich to właśnie jej najtrudniej jest pogodzić się z tym, że jest wampirem. Nie ma do nikogo żalu, ale nie życzy takiego losu nikomu – mówiła z wyraźną troską w głosie. – Uważa, że gdyby historia kogokolwiek z przedstawicieli naszej rasy kończyła się szczęśliwie, to wszyscy leżelibyśmy teraz na cmentarzu – dokończyła.
- Mam jeszcze jedno pytanie. Dlaczego Edward tak dziwnie zareagował na to, że ma iść z nią porozmawiać. Przecież to normalne rozmawiać z własną siostrą...
- Widzisz, Rose i Edward często się kłócą. Owszem, jestem pewna, że kochają się jako rodzeństwo, ale obydwoje zupełnie inaczej postrzegają świat - mówiła Esme. – Rosalie ma dosyć trudny charakter. Jest uparta. Natomiast Edward lubi jej docinać, przez co ona się irytuje. – Kobieta pokręciła z politowaniem głową. – Bywa i tak, że w domu jest spokój, ale to tylko wtedy, kiedy żadne z nich nie ma ochoty na dalszą kłótnie. Gdy nie mają na nią siły.
Zrozumiałem o co jej chodzi, i postanowiłem nie zadawać więcej pytań na ten temat.
- Esme, a co teraz ze mną będzie? – zapytałem niczym małe dziecko niewiedzące co ma ze sobą zrobić.
- Nie zadawaj głupich pytań, Emmett – skarciła mnie. – Zostajesz z nami. O ile oczywiście chcesz – dodała.
- Pewnie, że chce. Dziękuje – wymamrotałem uśmiechając się do niej jak do własnej matki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
insomnia
PostWysłany: Pon 23:10, 06 Lip 2009 
Moderator

Dołączył: 17 Maj 2009
Posty: 1427
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Kraina Nigdzie


Aliss napisał:
gatki szmatki


gadki

Aliss napisał:
Od kąt


odkąd


Sporo błędów. Wersja Rosalie fajna, ale Emmetta już nie - nowonarodzony wampir, ktory zaraz po przemianie rozmawia jakby się nic nie zmieniło? Eh...
W każdym razie ciekawe. Popraw błedy (znaki interpunkcyjne, literówki, no i ortograficzne), i będzie ok.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum www.teamtwilight.fora.pl Strona Główna  ~  FF, czyli radosna twórczość własna

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach